środa, 4 lipca 2007

Pokolenie JP2





"Młodzi szukają kogoś, kto potrafi im wytłumaczyć, że nie są 'zwykłym pyłkiem na wietrze'"

J-P-2, we love you” – tak Jana Pawła II witają miliony ludzi z całego świata, zbierające się na Dniach Młodych – w Manili, Rzymie, Toronto. Co sprawia, że papież, głowa Kościoła katolickiego, tak łatwo przyciąga do siebie młodzież ze wszystkich krajów? Czy jest dla nich prawdziwym duchowym autorytetem, czy tylko jedną z ikon popkultury, którą się podziwia i wielbi, ale tak naprawdę do jej słów nie przywiązuje się wielkiej wagi?

"Papierek lakmusowy naszych wnętrz"

Osoby, które można zaliczyć do „pokolenia JP2”, to ci, dla których papież-Polak rządził Kościołem, odkąd sięgają pamięcią – urodzeni w przedziale od początku lat 70. niemal do dziś. Papież wywarł tak gigantyczny wpływ na ich życie, iż zaczęto mówić o pokoleniu JP2, a przecież nawet o najbardziej wybitnych osobistościach, które na trwałe zmieniły świat, np. Gandhim czy JFK, nikt nie mówił, iż stworzyły generację.

Na postawione w portalu Wirtualna Polska pytanie „Kim jest dla Ciebie Ojciec Święty?” przeważają odpowiedzi: „autorytetem”, „największą osobowością dzisiejszego świata”, „wielkim człowiekiem”. „Dla mnie jest Świadkiem Nadziei. Sama myśl o nim dodaje mi otuchy, że nie wspomnę o słuchaniu i czytaniu. Jakiż on jest ‘piękny’ przy tych wszystkich frustratach, zgorzkniałych krytykantach itd. To papierek lakmusowy naszych wnętrz - brzydcy widzą tylko brzydotę, głupi nic nie rozumieją, a kochający czują się przy nim kochani... To jest piękno, które każde zdrowe serce dostrzega!” - napisała internautka Dorota Nitka. Po tym jak papież nie otrzymał w tym roku Pokojowej Nagrody Nobla, ktoś napisał w WP pod wiadomością - "Ojcze po co Ci Nobel, Ty jesteś wyróżniony przez pana Boga, a to jest największa nagroda!!!"

Papież ikoną popkultury?


Stosunek wielu młodych ludzi do Jana Pawła II można porównać do zachwytów nad gwiazdkami muzyki pop jak np. Britney Spears i Michał Wiśniewski. Można powiesić w pokoju ich plakaty, fajnie jest pojechać na ich koncert. Ale czy kogoś interesuje, co tak naprawdę mają one do powiedzenia? Przecież potem pojawiają się nowe gwiazdy i nowi idole...

"Nasz ksiądz powiedział kiedyś, 'że klaszczemy tak głośno na wiwat, że nie słyszymy co papież mówi do nas'" - pisze Wojtek37 na forum.wiara.pl. "Nietrudno być 'fanem' papieża i wpadać w zachwyt przy każdym jego słowie wypowiedzianym po polsku, ale sztuką jest naprawdę słuchać naszego wielkiego rodaka i słowo wprowadzać w czyn" - dodaje Mat. Miłość do papieża, choć często manifestowana, bywa powierzchowna. Nawet w Polsce – kraju, którego mieszkańcy, ze względu na pochodzenie Jana Pawła II, mają do niego szczególny stosunek. Z badań przeprowadzonych przez CBOS w 2002 roku, po ostatniej pielgrzymce papieża do ojczyzny, wynika, iż tylko 36% ankietowanych zapamiętało jakieś słowa czy myśli z papieskich przemówień.

Także słynne Światowe Dni Młodzieży mają swoje drugie oblicze. „Po wszystkich zlotach młodzieży katolickiej pojawiały się opinie, że bardziej niż do modlitw są one okazją do gigantycznego międzynarodowego ‘rave party’, do posłuchania dobrej muzyki, tańców i śpiewów, a głównie do niezwykłych spotkań z rówieśnikami z innych krajów. Niektórzy zarzucają, że dla części młodych te imprezy są okazją do wyrwania się spod kontroli rodziców i seksualnego debiutu. Z ankiety dziennika ‘The Globe and the Mail’ wynika, że trzy czwarte wyruszających na zlot miało nadzieję na coś więcej niż przyjacielskie stosunki z rówieśnikami” – pisał po Dniu Młodych w Toronto Jacek Pałasiński („Wprost” 1027). Tygodnik „Polityka” z kolei zauważył, że wielu spośród polskich uczestników tego zlotu wykorzystało wyjazd jako okazję do zostania w bogatej Kanadzie.

O tym, że postać papieża nie zawsze traktuje się do końca poważnie, świadczy także przykład z amerykańskiego miasta Albany. W jednej z tamtejszych włoskich restauracji wydzielono specjalną „salę papieską”. Sala ta cieszy się tak wielką popularnością, że miejsca w niej rezerwowane są z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Jak podaje gazeta „Albany Times Union”, sala udekorowana jest zdjęciami Ojca Świętego, pamiątkami z Watykanu, flagami oraz fotografiami poprzednich papieży. Najważniejszy gość zasiada w fotelu zwanym papieskim tronem.

Dzieci Boga czy komputera?

Według serwisu Tennessean.com popularność Jana Pawła II wśród młodych ludzi można tłumaczyć m.in. faktem, że ”to jedyny papież, jakiego pamiętają”. Pisarka Colleen Carroll twierdzi, że Ojciec Święty jest popularny nawet wśród tych, którzy katolikami nie są: ”Papież przyciąga młodych ludzi, ponieważ jest wszystkim, czym nie jest popkultura”.

Generecja JP2 to kolejne sformułowianie - wytrych, ale tak naprawdę trudno jest zmieścić wszystkich młodych ludzi w jednej, określonej grupie-generacji. Najstarsi ocierają się o

„pokolenie X” – to termin stworzony przez Amerykanina Douglasa Couplanda na określenie dwudziestoparolatków z przełomu lat 80. i 90., wychowanych w dobrobycie i obojętnych na sprawy ideologii, religii czy polityki.


Młodszych jeszcze trudniej zaszufladkować. Na świecie bywają nazywani

„pokoleniem Y”, „net generation”, „screenagers”. Charakteryzuje ich zamiłowanie do nowoczesnych technologii – przede wszystkim komputerów i Internetu, a także optymizm i wiara w to, że przyszłość zależy od nich samych.


Podobnie sytuacja przedstawia się w Polsce, choć można zauważyć tu małe przesunięcie w czasie. Dzisiejsi dwudziestoparolatkowie to

„Generacja Nic”, jak nazwał ich w słynnym tekście opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” muzyk Kuba Wandachowicz. Czują się zagubieni w istniejącej rzeczywistości, niepotrzebni, nigdzie nie ma dla nich miejsca.

Ich młodsze rodzeństwo to już odpowiednik
„screenagers” – pewni siebie, ale pragmatyczni, przywiązujący dużą wagę do pieniędzy i wygodnego życia.


”Papież to jeden z nas”

Zagraniczna prasa akcentuje, że Jan Paweł II jest dla młodych ludzi inspiracją szczególnie teraz, gdy nie poddaje się ciężkiej chorobie i nadal pielgrzymuje po świecie, by spotykać się z wiernymi. Ojciec Święty w opinii gazet – czerpie zaś z młodzieży siłę i natchnienie".

Popularność papieża wśród młodych na pewno w dużej mierze wynika z dobrego kontaktu, jaki ma ten 83-latek z ludźmi nawet cztery razy od niego młodszymi. Amerykańska gazeta “Clarion Herald” pisze, że nawet w roku 1978, gdy Karol Wojtyła został wybrany papieżem (a miał już wtedy 58 lat), był dla młodych ludzi „jednym z nich” – uwielbiał jeździć na nartach, pływać, wspinać się w górach. „Clarion Herald” podkreśla, że dzięki temu papież miał świetny kontakt z młodzieżą, skłaniając ją jednocześnie do głębszych refleksji nad istotą życia. Z wiekiem Jan Paweł II nie tracił poczucia humoru, o czym świadczą chociażby rozmaite żarciki rzucane przez niego podczas wizyt w Polsce.

„Dzieci ówczesnych ‘rewolucjonistów’ [roku 1968] wychowywały się w atmosferze totalnej swobody. Małżeństwo i rodzina coraz bardziej traciły na znaczeniu, a już z pewnością na trwałości. Liczyła się wolna miłość. Jan Paweł II zagospodarował właśnie tę lukę. Wiele dzieci posthipisowskiego ‘społeczeństwa bez ojców’, poszukujących duchowego oparcia, znalazło je w tym, którego nazywają Ojcem Świętym. Stawia im trudne wymagania, ale mówi im prawdę. I robi to z ojcowską miłością” - tak fenomen popularności Karola Wojtyły wśród młodych tłumaczy Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź” („Newsweek”, 41/2003).

15 minut homilii zamiast 300-stronicowej książki

„Jan Paweł II dla niektórych ludzi jest bez wątpienia autorytetem moralnym. Dla innych może stanowić ikonę popkultury. Myślę jednak, że niektórzy młodzi ludzie, którzy zaczną nawet od popkultury mogą dotrzeć do papieża prawdziwego i odnaleźć w nim autorytet w wielu dziedzinach życia” - ocenia Halina Bortnowska, publicystka „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” i „Tygodnika Powszechnego".

„Uważam, że nie ma czegoś takiego jak pokolenie JP2” – twierdzi psycholog prof. Janusz Czapiński. Dodaje jednak zaraz: - „Niewątpliwie natomiast jest sporo młodych ludzi, którzy potrzebują drogowskazu, który zastąpi im zaganianych rodziców, polityków, którzy już dawno się skompromitowali, szkoły. Szukają kogoś, kto potrafi im wytłumaczyć dlaczego są na ziemi, co czeka na nich po śmierci, kogoś kto pozwoli im odczuć, że nie są ‘zwykłym pyłkiem na wietrze’. Dawniej, w czasach PRL-u taką rolę spełniała literatura, książki, po które trzeba było godzinami stać w kolejkach. Teraz, kiedy wszyscy się gdzieś spieszymy, kilkunastominutowa homilia Jana Pawła II pozwala młodym ludziom odnaleźć to, czego ich ojcowie szukali w 300-stronicowych książkach”.


Tajemnica światła





Papież chętnie nazywa różaniec streszczeniem Ewangelii. Ojciec Święty do modlitwy tej obok, tajemnic radosnych, bolesnych i chwalebnych, dodaje następną część, nazywa ją TAJEMNICĄ ŚWIATŁA.


W tajemnicy światła zawarte są pewne sytuacje z życia publicznego Jezusa o szczególnej wadze. Sam Jezus powiedział o sobie "Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata." (J 9,5)

Tajemnic jest pięć:


1) Chrzest Jezusa w Jordanie

2) Objawienie siebie na weselu w Kanie

3) Głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia

4) Przemienienie na górze Tabor

5) Ustanowienie Eucharystii będącej sakramentalnym wyrazem misterium paschalnego.

Konklawe



To jedyne w swoim rodzaju wydarzenie skupia uwagę milionów ludzi na świecie. Jest o tyle niespotykane, i w dodatku rzadkie, że są to wybory przeprowadzane bez żadnej kampanii wyborczej. Są niemal całkowicie tajne - za złamanie tajemnicy "ordynacji wyborczej" grozi natychmiastowa ekskomunika. Wybory na Kubie? Nie - to konklawe.

Konklawe to rzeczywiście wydarzenie wielkie i mające wpływ na cały Kościół Katolicki. Oto wyznaczeni przez poprzednią Głowę Kościoła kardynałowie, zebrani w tym wyjątkowym czasie wakatu na Stolicy Apostolskiej (można to porównać do bezkrólewia w królestwie, gdzie interrexem jest Kolegium Kardynalskie) wybierają następcę św. Piotra i zarazem namiestnika Chrystusa na ziemi, by zapewnić ciągłość i stabilność Kościoła apostolskiego. Wynik tegorocznego głosowania już znamy: papieżem obrano bawarskiego kardynała Josepha Razingera, który przyjął imię Benedykta XVI.

Słowa papież, od "papa", czyli ojciec, po raz pierwszy użył św. Marcelin. Właśnie miedzy nim, a jego następcą - Marcelem I trwał najdłuższy wakat - 3 lata, 7 miesięcy i 1 dzień. Termin konklawe wywodzi się z łacińskiego "cum clave" i w dosłownym tłumaczeniu oznacza "pod kluczem". Właściwie dlaczego kardynałowie wybierają nowego papieża w zamknięciu? Historia konklawe, takiego, jakim znamy go w obecnej formie, sięga XIII w. Oto w małym, lecz urokliwym miasteczku Viterbo, oddalonym o 88 km na północ od Rzymu w 1268 roku zebrało się Kolegium Kardynalskie (w liczbie 17), mające wybrać nowego papieża. Trwające jednak 2 lata i 8 miesięcy zebranie nie wyłoniło go; wikt i opierunek mieli zapewniać kardynałom mieszkańcy miasta. Jednak zniecierpliwiona niefrasobliwością bądź próżnością dostojników Kościoła ludność postanowiła zmusić ich do szybszego wyboru. Kardynałów pozostawiono w zamknięciu ("pod kluczem") o chlebie i wodzie, w niedługim czasie zerwano też dach budynku, w którym się zbierali, by dodatkowo przyspieszyć proces konklawe. Werdykt nastąpił... po dwóch dniach.

Choć papieży wybierano do samego początku, to początki konklawe sięgają roku 1060, kiedy to papież Mikołaj I ustanawia instytucję konklawe, przeznaczona w dodatku tylko dla kardynałów. W toku dziejów dochodziło do rożnych wydarzeń. Spośród dotychczasowych 264. papieży kanonizowanych zostało 78. obok papieży prawdziwych, pojawiali się tzw. antypapieże - nie wybierani prawem kościelnym (było ich aż 39.).

Jedną z metod wybierania był wybór przez aklamację. W teorii polegał on na tym, że kardynałowie elektorzy w jednym momencie mieli wykrzyknąć nazwisko przyszłego papieża. W praktyce był to martwy przepis, w istocie bezużyteczny, choć w 1378 roku, został wykorzystany jeden jedyny raz w historii. Aklamację przy wyborze nowego papieża zniósł w XX wieku Jan Paweł II.

Ojciec Święty wydał też (w 1996 r.) stosowny dokument, w którym nowelizuje przepisy dotyczące konklawe. Odtąd, gdy po dwóch tygodniach trwania konklawe kolegium nie wybierze papieża większością 2/3 głosów, do zwycięstwa wystarczy większość normalna. Ponadto Jan Paweł II zezwolił na większą swobodę kardynałów w trakcie konklawe. Jak zapewne wszyscy wiemy, elektorzy w czasie wyboru Ojca Świętego maja pozostawać w odcięciu od świata: w wolności od telefonów, radia, telewizji, prasy, Internetu i wszelkich innych czynników "zewnętrznych", które mogłyby zakłócić ich spokój a także wpłynąć w jakikolwiek sposób na przebieg wyboru. Ponadto papież-Polak uściślił, że obwieszczenie wiernym wyboru papieża nastąpi nie tylko przez ukazanie się białego dymu, lecz także poprzez bicie dzwonów Bazyliki św. Piotra.

Jak przebiega wybór? Kardynałowie zbierają się (od (1274 r.), od pontyfikatu Grzegorza XI, który ustalił tą regułę) zawsze w Kaplicy Sykstyńskiej, pod freskami Michała Anioła (wizja Sądu Ostatecznego na pewno wpływa motywujaco...) w czasie pomiędzy 15. a 20. dniem po ustąpieniu bądź śmierci ostatniego papieża. Co ciekawe, Stolica Apostolska nie dysponuje procedurą "odwołania" papieża ze względu np. na poważne przyczyny zdrowotne. W głosowaniu mogą brać udział tylko kardynałowie (kard.: diakoni, prezbiterzy, biskupi), tylko ci, którzy w chwili śmierci ostatniego Pontifex Maximus (jeden z tytułów papieża: "Budowniczy Mostów". Pontifex oznacza także: "najwyższy kapłan") nie przekroczyli 80. roku życia (edykt Pawła VI). Kardynałowie przekroczywszy tą barierę wieku mogą jednak sami być wybierani, choć ze względów praktycznych (niestałość i krótkotrwałość pontyfikatu) jest to mało prawdopodobne. Na nowego następcę św. Piotra może być (oczywiście w czystej jak piuska papieska teorii) każdy ochrzczony mężczyzna, niekoniecznie nawet duchowny. Jednak wobec ogromnej wagi urzędu papieża i misji, jaką jest kierowanie Kościołem na ziemi, taka decyzja Kolegium wydawać by się mogła absurdem i wielkim ryzykiem.

Po wstępnych obrzędach m. in. przysiędze wierności zasadom konklawe, jeden z prezbiterów (najczęściej mistrz papieskich ceremonii) wypowiada formułę: "Extra omnes!", która oznacza tyle, co wyproszenie wszystkich poza elektorami z kaplicy. Odtąd losy wyboru papieża mogą śledzić tylko wszechobecne uszy Ducha Świętego... Głosowania odbywają się codziennie dwa razy: przed i po południu. Po każdej turze, wieczorem, w specjalnym piecu obok kaplicy, palone są kartki, na których kardynałowie wypisują w tajemnicy nazwisko kandydata. Uprasza się ich, aby pisali literami drukowanymi, które utrudniłyby ewentualną próbę identyfikacji głosującego. Dym unoszący się z kominu nad kapl. Sykstyńską oznajmia wybór papieża. Dym czarny (niegdyś poprzez dodanie mokrej słomy) oznacza brak wyboru papieża - dym biały (po spaleniu słomy suchej), oznacza, że "mamy nowego papieża". Ostatnie konklawe, dokonując wyboru Benedykta XVI, wspomogło się nowinką techniczną - kolor dymu był regulowany komputerowo poprzez dosypanie specjalnych chemikaliów (a co na to "Zieloni"!). Formułę oznajmienia wiernym wyboru następcy św. Piotra ("Habemus Papam!") wygłasza jeden z biskupów na balkonie Bazyliki św. Piotra. Po kilku dniach nastąpić powinien ingres ("wprowadzenie") nowego papieża.

Kardynałowie, pod karą ekskomuniki, nie mogą ujawniać przebiegu konklawe, sposobu wyboru oraz innych tajemnic konklawe. Zasadę tajemnicy głosowania, po np. incydentach szykan czy szantaży, ustanowił P. P. Pius X. Z ostatniego, decydującego głosowania, sporządza się jednak protokół, który przechowywany jest w archiwach watykańskich.

Niezwykły pod względem ilości konklawe był rok 1978. Wówczas odbyły się dwa wybory, a Kościołem rządzili trzej papieże: Paweł VI, Jan Paweł I i Jan Paweł II. W sierpniu wybrano Jana Pawła I (Albino Lucianiego), który zmarł jednak po 33 dniach pontyfikatu. Drugie konklawe, z października '78 zdecydowało o wyborze kardynała krakowskiego: Polaka Karola Wojtyły. Dalsze losy znamy już doskonale...

Cyferki...

Najdłuższe konklawe: 6 lutego 1922 r.; 4 dni; 14 tur głosowań, Pius XI (Ambrogio Damiano Ratti),
Najkrótsze konklawe: 2 marca 1939 r.; 24 godziny, 3 tury, Pius XII, (Eugenio Giuseppe Pacelli),
Najdłuższy wakat Stolicy Apostolskiej: 3 lata, 7 miesięcy, 1 dzień, między Marcelinem a Marcelem I (304 r. - 308 r.),
Najdłuższy pontyfikat: 34 lata; św. Piotr apostoł






Castel Gandolfo





Papież przylatuje tu helikopterem na wakacje, wypoczynek albo na rekonwalescencję. Myli się jednak ten, kto uważa, że w swej letniej rezydencji Jan Paweł II oddaje się bezczynności i unika ludzi. Nawet podczas wakacji nie traci kontaktu z wiernymi. W każdą niedzielę w swej letniej rezydencji odmawia razem z wiernymi modlitwę "Anioł Pański", a w każdą środę śmigłowiec zawozi go do Watykanu, gdzie na placu św. Piotra udziela audiencji generalnej tłumom pielgrzymów z całego świata.

Spacer z ochroniarzami

Castel Gandolfo ze swoimi ogromnymi ogrodami jest idealnym miejscem wypoczynku dla Papieża. Znajduje się tu słynny basen, wybudowany na polecenie Jana Pawła II. Do najczęściej cytowanych papieskich anegdot należy jego odpowiedź na uwagę, że budowa basenu będzie kosztowna. "Papież musi być sprawny i zdrowy. Kiedy umrze, pociągnie to za sobą większe wydatki" - replikował wówczas.
Kiedyś, gdy Papież był jeszcze w pełni sił, biegał przed obiadem. Dzisiaj zadowala się spacerami po rozległych ogrodach rezydencji: czasem przycupnie z książką albo uklęknie na modlitwę przed figurką Matki Boskiej. Jednak nawet tu nie może sobie pozwolić na całkowitą intymność - zawsze towarzyszy mu ochrona.
Słynny pisarz francuski André Frossard, który odwiedził przed laty Jana Pawła II w Castel Gandolfo, tak opisuje jego spacer: "Papieża zastałem w stroju sportowym, czyli w białej sutannie bez koloratki i pelerynki. Wracał ze spaceru po parku, który rozciąga się na drugim skłonie Castel Gandolfo, od strony odległego o jakieś dwadzieścia kilometrów morza. Na tych długich, ukwieconych tarasach na każdym kroku człowiek natyka się na uparte pozostałości ogromnej letniej rezydencji Domicjana: malutki teatrzyk, gdzie aktorzy musieli grać - że się tak wyrażę - prawie na kolanach cesarza; kryptoportyk o rozmiarach katedry, miejsce przechadzki w dni deszczowe, i rozsiane tu i ówdzie kamienne bloki budowli, które miały wyzywać czas, a czas z nich zadrwił, wdeptując je obcasem w ziemię. Prześladowca nie wiedział, że ruiny jego luksusu będą kiedyś wspomagać spokojne rozmyślania prześladowanego".

Jak Lolek z Poldkiem

To prawda, że w Castel Gandolfo Papież nieco dłużej śpi i wypoczywa, więcej czasu poświęca na modlitwę, sport i czytanie książek; nie udziela prywatnych audiencji. Jednak miejsce to jest dla Papieża domem pracy twórczej: tutaj powstają koncepcje jego dokumentów, tutaj pisze ważne przemówienia, tutaj spotyka się z intelektualistami z całego świata.
Bywają tu jego przyjaciele i wszyscy ci, z którymi chciałby porozmawiać spokojniej, niż jest to możliwe w Watykanie.
Zaprasza na przykład swoich kolegów z gimnazjum wadowickiego w rocznicę matury. Jeden z nich, nieżyjący już Leopold Goldberger, dostąpił jeszcze większego zaszczytu: Jan Paweł II spędził z nim cały wieczór, podczas którego - jak za dawnych lat - Poldek (czyli Goldberger) grał na sprowadzonym specjalnie z Rzymu pianinie, a Lolek (czyli Ojciec Święty) wtórował mu swoim barytonem.

Papież nie pyta o metrykę chrztu

Co dwa lata na specjalnych sympozjach w Castel Gandolfo uczeni i intelektualiści omawiają z Papieżem najważniejsze problemy ludzkości. Ostatnie takie kolokwium - 17 sierpnia 1998 roku - poświęcone było duchowej sytuacji człowieka u progu trzeciego tysiąclecia oraz pojęciu czasu w różnych tradycjach kulturowych.
Do Castel Gandolfo zapraszani są uczeni niezależnie od wyznawanej wiary czy światopoglądu. W ośmiu kolokwiach organizowanych tu przez Wiedeński Instytut Wiedzy o Człowieku uczestniczyli chrześcijanie różnych wyznań: katolicy, protestanci, prawosławni, a także Żydzi, muzułmanie i niewierzący.
Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", który brał udział w jednym ze spotkań, przynaglany kiedyś w Polsce podczas dyskusji, aby określił się, czy jest chrześcijaninem, czy nie, wypalił: "Paaa...pież nie pytał mnie o metrykę chrztu".
Wśród gości Jana Pawła II na jednym z pierwszych spotkań był wybitny filozof żydowski, wyznawca judaizmu, Emanuel Levinas. Kiedy Papież przywitał go słowami: "Dziękuję panu, że zechciał pan do mnie przyjechać", bywałego w świecie filozofa zamurowało i nie był w stanie nic powiedzieć.

Wielcy entuzjaści Papieża

W spotkaniach bierze na ogół udział około 30 teologów, filozofów, politologów i ekspertów z innych dziedzin. Ostatnie kolokwium, w 1998 roku, zdominowali Polacy. Gośćmi Papieża byli m.in. były doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński, polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek i znakomity filozof, prof. Leszek Kołakowski. Dwaj ostatni w spotkaniach w Castel Gandolfo uczestniczyli wielokrotnie, a prof. Kołakowskiego Jan Paweł II, sam podpierający się laską, zapytał: "Gdzie pan kupił taką laskę?".
Po przedostatnim kolokwium w 1996 roku słynny filozof określił się jako "entuzjasta Papieża". "Jest to człowiek, który w naszym wieku odegrał tak szlachetną rolę, że nie ma człowieka dobrej woli, który mógłby temu zaprzeczyć" - powiedział wówczas Kołakowski.
Nieżyjący już ksiądz profesor Józef Tischner, uczestnik kolokwiów w Castel Gandolfo, tak oceniał spotkania Jana Pawła II z uczonymi: "Każdy ma tam swoje miejsce. Tożsamość jest zachowana. Jak w ogrodach Castel Gandolfo nie ma dwóch takich samych liści, tak wśród gości Jana Pawła II nie ma dwóch takich samych indywidualności. Mimo to jest płaszczyzna spotkania, jest dom. Myślę sobie: tak właśnie wygląda Kościół Jana Pawła II. Kto wie, może i my dorośniemy kiedyś do budowy takiego Kościoła?".

Polskie Castel Gandolfo

Castel Gandolfo, położone częściowo na terytorium starożytnego Alba Longa, jednego z najstarszych miast włoskich, było w średniowieczu własnością rodziny Gandolfich - stąd nazwa. Przejęte w 1596 roku przez Stolicę Apostolską, od 1604 roku stało się letnią rezydencją papieży. W 1625 roku na zlecenie Urbana VIII rozpoczęto budowę pałacu papieskiego, a w latach 1658-1662 słynny Gianlorenzo Bernini, twórca m.in. placu św. Piotra, wzniósł tutaj kościół z kopułą na planie krzyża greckiego.
Po zlikwidowaniu Państwa Kościelnego w 1871 roku papieże przez prawie 60 lat nie rezydowali w Castel Gandolfo. Dopiero tzw. traktaty laterańskie z 1929 roku między papiestwem a państwem włoskim uznały pałac papieski, ogrody oraz willę Barberinich w Castel Gandolfo za eksterytorialną posiadłość Państwa Watykańskiego.
W prywatnej kaplicy papieskiej, na długo jeszcze przed Janem Pawłem II, znalazły się akcenty polskie. Kaplicę tę zdobił w latach 30. XX wieku polski malarz Jan Henryk Rosen. Umieszczono w niej przed wojną kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
Trzeba też wiedzieć, że Castel Gandolfo to nie tylko pałac. Prowadzona jest tu farma, z której wszystkie produkty, z masłem włącznie, trafiają na stół papieski w Watykanie.

Mariawita w papieskiej kaplicy!

Na terenie rezydencji papieskiej znajduje się też słynne obserwatorium astronomiczne. Z jego działalnością wiąże się mało znany wątek ekumeniczny. W latach 80. badania w Castel Gandolfo prowadził polski astronom, zarazem kapłan Kościoła Starokatolickiego Mariawitów, ksiądz Konrad Maria Rudnicki (mariawici odłączyli się od Kościoła rzymskokatolickiego na przełomie XIX i XX wieku, ich założycielka, mateczka Kozłowska, została ekskomunikowana, a przez wiele lat między dwoma Kościołami istniał silny antagonizm).
Papież Jan Paweł II - fakt bez precedensu - pozwolił księdzu Rudnickiemu na odprawienie mszy mariawickiej w swojej prywatnej kaplicy.

Gwardia Papieska




W maju 1527 roku armia cesarza Karola V Habsburga wkroczyła do Rzymu, dokonując przerażających rzezi i zniszczeń. Najeźdźców pchała do boju żądza grabieży i łupów, jak też chęć upokorzenia namiestnika Chrystusa, papieża Klemensa VII. Na drodze ponad dwudziestotysięcznej hordy barbarzyńców stanęło czterokrotnie mniejsze wojsko papieskie. Wśród obrońców Wiecznego Miasta nie zabrakło też osobistej straży Ojca Świętego – Gwardii Szwajcarskiej.

***

Tron biskupa Rzymu wiele razy splamiła krew. Jeszcze w starożytności zginęli męczeńską śmiercią: Piotr Apostoł, Telesfor, Hipolit, Poncjan, Fabian, Nowacjan, Sykstus II… W czasach średniowiecza zamordowano co najmniej ośmiu papieży: Jana VIII, Stefana VI, Leona V, Jana X, Stefana VII, Jana XI, Benedykta VI, Bonifacego VII; Lucjusz II zginął w walkach ulicznych; w więzieniach zmarli: Marcin I, Peschalis, Teodoryk, Celestyn V, Mikołaj V; niejeden papież (jak np. Bonifacy VI ) stracił też życie w podejrzanych okolicznościach…

Potem, w 1799 r., zmarł jeszcze we francuskiej niewoli Pius VII, zaś dwudziestowieczni zabójcy usiłowali dopaść Pawła VI i (wielokrotnie) Jana Pawła II… Zdaniem niektórych badaczy, ogółem być może 30, lub nawet 37 papieży (na 266 dotychczasowych), poniosło śmierć z rąk swych bliźnich. Powołanie Gwardii Szwajcarskiej – dobrze wyszkolonej i szczerze oddanej straży przybocznej – było próbą zaradzenia złu.

***

Werbunek szwajcarskich najemników do ochrony osoby Ojca Świętego rozpoczął w 1480 roku papież Sykstus IV. Ćwierć wieku później Juliusz II utworzył z nich odrębną formację – Gwardię Szwajcarską. W owym czasie, w dobie pustoszących Europę wojen, rodacy Wilhelma Tella wyróżniali się bitnością i profesjonalizmem. Co więcej, szwajcarski żołnierz najemny wysoko cenił swą, by tak rzec, etykę zawodową: był absolutnie nieprzekupny. Kiedy już zaciągnął się na czyjąś służbę – honor nie pozwalał mu na zdradę, co odróżniało go od choćby pozbawionych skrupułów, włoskich condotieri. Katolickie kantony kraju Helwetów dostarczyły papiestwu wielu dzielnych obrońców.

***

6 maja 1527 roku cesarskie wojska uderzyły na Rzym. Ich trzon stanowiły niemieckie oddziały zaciężne ze Szwabii i Tyrolu, złożone z fanatycznych wyznawców Marcina Lutra. Protestanccy „lancknechci” – zbrojna forpoczta Reformacji – dyszeli żądzą zniszczenia Stolicy Apostolskiej – jak głosili – „siedziby antychrysta”. Ich oficerowie paradowali obwieszeni pękami sznurów; zapowiadali wieszanie na nich papieża, kardynałów i pozostałych, znienawidzonych „papistów”.

Szturm spotkał się z zaciętym oporem. Z Zamku św. Anioła sypały się na najeźdźców pociski z dział, kierowanych przez mistrzów Odrodzenia – Rafaella de Montelupo i Benwenuto Celliniego. Trafiony arkebuzową kulą padł śmiertelnie ranny naczelny wódz wojsk oblężniczych – namiestnik cesarski Karol Bourbon. Przy mostach Sykstusa i Św. Marii ginęła w boju rzymska szlachta. Spośród tysiąca żołnierzy papieskich z dzielnicy Porione poległo dziewięciuset.

***

Dzielnicy Borgo broniło stu osiemdziesięciu dziewięciu szwajcarskich gwardzistów. Doszło tam do zażartej walki wręcz. W ruch poszły piki, miecze, tasaki, rapiery oraz ulubiona broń Szwajcarów – halabardy. Siły obrońców szybko topniały, w mieście wybuchła panika; dzwony kościelne biły na trwogę, zapowiadając nieuchronny kataklizm – a rota szwajcarskich najemników, wierna swemu kodeksowi honorowemu, trwała nieustępliwie w boju.

Przewaga wojsk cesarskich była jednak przygniatająca. Wkrótce opanowały one całe niemal miasto. Rozpoczęło się „sacco di Roma” – plądrowanie Rzymu – prawdziwa orgia mordów, gwałtów i rabunków. Ofiarą masakry padło dwadzieścia tysięcy ludzi. Złupiono i sprofanowano wszystkie rzymskie świątynie. Wśród zdziczałego, plądrującego motłochu szczególnym barbarzyństwem wyróżniali się niemieccy protestanci; oni niszczyli Rzym „dla idei”…

***

Papież Klemens VII ocalał z pogromu. Schronił się w Zamku św. Anioła, który skapitulował dopiero po miesięcznym oblężeniu. Biskup Rzymu zmuszony został do upokarzających ustępstw, w tym do zapłacenia ogromnego okupu.

Sam Rzym – miasto papieży i artystów, główne centrum świata antyku i renesansu – legł w gruzach. W popłochu opuściło go dwie trzecie mieszkańców. Zwycięski cesarz Karol V Habsburg, przerażony ogromem zniszczeń, jął wypierać się odpowiedzialności za zbrodniczy szturm. On – rzekomo „arcykatolicki” władca, skłonny ponoć do mistycyzmu – miał przejść do historii jako łupieżca Stolicy Apostolskiej. Trzydzieści lat po „sacco di Roma” Karol V nieoczekiwanie złożył koronę; resztę życia spędził w klasztornej celi…

***

W maju 1527 roku, na ulicach Wiecznego Miasta zginęło stu czterdziestu siedmiu żołnierzy Gwardii Szwajcarskiej; przeżyło tylko czterdziestu dwóch, przeważnie rannych. Gwardia nieraz jeszcze dobrze przysłużyła się papiestwu. Obecnie tworzy ją kompania halabardników, w sile blisko stu chłopa, pełniących funkcje głównie reprezentacyjne. Swoje święto, na pamiątkę „sacco di Roma”, obchodzą 6 maja.

Służba w tej formacji jest nie lada zaszczytem. Wszak w rozmaitych potrzebach w obronie papieży poległo kilkuset szwajcarskich gwardzistów, ani jeden zaś – w ciągu pięciu wieków! – nie splamił się zdradą.

Służba Papieska




Nie sposób mówić o pomocnikach Papieża, nie wymieniając w pierwszej kolejności osoby księdza biskupa Stanisława Dziwisza, zwanego przez dziennikarzy "milczącym Stanisławem". Tego osobistego sekretarza Jana Pawła II, a wcześniej kardynała Karola Wojtyły, zna cały świat, bo jak opiekuńczy cień jest prawie zawsze blisko Jego Świątobliwości w Watykanie, w Castel Gandolfo, na każdej pielgrzymce.
Był także przy Ojcu Świętym podczas pamiętnego zamachu 13 maja 1981 roku na placu św. Piotra. Niedługo przed zamachem przebywał w Polsce i do Rzymu miał wrócić w połowie maja. Jednak w przededniu tej daty jakiś wewnętrzny głos kazał mu natychmiast wracać do Watykanu. Jeszcze tego samego dnia wsiadł więc w samolot, a nazajutrz był już przy boku Papieża na placu świętego Piotra.
Dowody na to, że jest opiekunem doskonałym, są co najmniej dwa: pierwszy to dyskrecja, która sprawia, że niczego ponad konieczne informacje żaden dziennikarz na świecie od niego nie wyciągnie, drugi - powierza mu się zadania teoretycznie zarezerwowane dla innych instancji watykańskich. Na przykład to on, a nie Prefektura Domu Papieskiego, zaprasza specjalnych gości na prywatne msze, na posiłki czy rozmowy z Papieżem.
Biograf Jana Pawła II, ksiądz Mieczysław Maliński, tak mówi o biskupie: "Ma wszystkie cechy dobrego sekretarza. Po pierwsze, jest absolutnie lojalny, oddany swojemu przełożonemu całym sercem. Ale w tym oddaniu nie ma nic ze służalczości, uniżoności. Ma swoje zdanie, z którym liczy się Papież".

Lokaje i kamerdynerzy

Drugą po księdzu biskupie Dziwiszu osobistością stojącą najbliżej Jana Pawła II jest lokaj Angelo Gugel. Dba o papieską garderobę (pakuje też papieski kufer na każdą pielgrzymkę), trzyma klucze do 12 papieskich pokoi, usługuje przy stole, a nawet opiekuje się osobistym komputerem Papieża. Zanim poprzednik Jana Pawła II przed 20 laty mianował go lokajem, był asystentem sekretarza watykańskiego archeologa oraz służył w Gwardii Szwajcarskiej. Mieszka - co jest wielkim wyróżnieniem - na terenie Watykanu, ma żonę i trzech synów.
Zaraz po lokaju Gugelu w ważności idą: kamerdyner Guido Gusso, wicekamerdyner Enrico Ghezzi oraz wicelokaj Giampaolo Gusso - rodzony brat kamerdynera. Bracia ci (skądinąd ich żony też są siostrami) mają najdłuższy staż w papieskich apartamentach, bo trafili do nich jeszcze z kardynałem Roncallim, czyli papieżem Janem XXIII, którego Giampaolo był szoferem.

Nie tylko przy pielgrzymkach i mszach

Trzecią osobą, będącą zawsze najbliżej Ojca Świętego, jest jego "nadworny" fotograf, Włoch, Arturo Mari. Jest zawsze i wszędzie tam, gdzie Papież. Podczas ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny zrobił aż 14 tysięcy zdjęć i jeszcze kilka tygodni po wyjeździe z Polski miał na rękach odciski od aparatu.
W gronie osób znajdujących się w pobliżu Ojca Świętego trzeba wymienić też ceremoniarza papieskiego, przystojnego włoskiego biskupa Piero Mariniego, nazywanego przez dziennikarzy "mister Watykanu". Od początku lat osiemdziesiątych czuwa on nad przebiegiem liturgii z udziałem Jana Pawła II podczas pielgrzymek zagranicznych, wizyt w rzymskich parafiach i uroczystości kanonizacyjnych na Placu świętego Piotra.
Ten o ujmującej powierzchowności i wielkiej kulturze bycia biskup potrafi być nieugięty, gdy gospodarze uroczystości próbują przeforsować jakiś punkt programu, nie uwzględniony we wcześniejszych ustaleniach. Biskup Marini jest perfekcjonistą. Zawsze przed zagraniczną pielgrzymką Papieża przyjeżdża do danego kraju, aby dopilnować przygotowań i przeprowadzić próbę generalną Mszy świętej z księżmi i ministrantami na miejscu każdej celebry.

Siostry o wielkim sercu

Gospodarstwo Jana Pawła II w pałacu watykańskim
prowadzą od samego początku polskie siostry ze zgromadzenia sercanek, które można poznać po tym, że na czarnym habicie mają wyhaftowane serce, symbolizujące serce Jezusa.
Zaraz po konklawe Papież napisał do Krakowa do matki przełożonej, aby przysłała do Watykanu kilka sióstr, które zajęłyby się jego domem. Wcześniej bowiem sercanki prowadziły mu wzorowo gospodarstwo w rezydencji biskupów krakowskich, a jedna z sióstr - zmarła niedawno Jadwiga Bobek - była wieloletnią sekretarką kardynała Wojtyły.
Obecnie w domu papieskim zatrudnionych jest pięć sercanek z siostrą przełożoną Tobianą Sobotką na czele. Właśnie z polskimi zakonnicami papież odmawia pierwsze modlitwy poranne o godzinie 6.30, przed odprawieniem Mszy świętej. Do obowiązków sióstr należy: przygotowanie Janowi Pawłowi II posiłków (śniadanie około godziny 8, obiad o 13.30 i kolacja o 19.30), sprzątanie, pranie, prasowanie, czyszczenie butów i odzieży. Dzięki nim apartamenty papieskie lśnią czystością i porządkiem, co podkreślają wszyscy mający tam dostęp najbliżsi współpracownicy Jana Pawła II.
Bardzo ważną osobą w domu papieskim jest siostra Eufrozyna Rumian, ktora prowadzi sekretariat prywatny Jana Pawła II. Jako osoba znająca bardzo dobrze środowisko krakowskie, siostra Eufrozyna pisze Papieżowi listy mające bardzo osobisty ton, skierowane głównie do bliskich mu osób, znanych z okresu krakowskiego.
Za papieską kuchnię odpowiedzialna jest siostra Germana, natomiast przy stole usługują siostry Tobiana i Fernanda.


Zawsze w pogotowiu

Do osób stale obecnych u boku Papieża i towarzyszących mu w podróżach należą: Renato Buzzonetti - osobisty lekarz Jana Pawła II, Camillo Cibin - szef ochrony papieskiej, doktor Joaquin Navarro-Valls, rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej oraz Mario Agnes - dyrektor półoficjalnego organu Stolicy Apostolskiej "Osservatore Romano".
Wszystkich tych ludzi łączy wielki podziw i bezgraniczna miłość do Ojca Świętego. Camillo Cibin podczas ostatniej pielgrzymki do Polski, choć na Błoniach krakowskich nie było Jana Pawła II, nie dał dziennikarzom nawet wetknąć nosa do pustej zakrystii papieskiej, gdyż, jak tłumaczył, jest ona przeznaczona tylko dla Ojca Świętego.
Oprócz tego jest grupa ludzi różnych profesji, związanych nieraz od pokoleń z Watykanem i z kolejnymi papieżami.





Papieskie pielgrzymki!








Papieskie pielgrzymki planowane są na ogół z rocznym wyprzedzeniem. Plan jest precyzyjny i rzadko zdarza się go zmienić. Decyzję, dokąd pojechać i w jakiej kolejności, podejmuje sam Papież, a ustaleniem terminów zajmuje się watykańskie "ministerstwo spraw zagranicznych", czyli Sekretariat Stanu.
Sekretarz stanu ma często niezwykle trudne zadanie uzgodnienia z władzami kościelnymi i świeckimi trasy przejazdu, miejsc, które Papież odwiedzi, społeczności, z jakimi się spotka. Szczególnej delikatności i zręczności dyplomatycznej wymagają negocjacje w krajach, gdzie Kościół rzymskokatolicki jest w mniejszości czy wręcz zwalczany. Takie były na przykład rozmowy z komunistyczną ekipą Gierka w 1979 r. czy reżimem Castro w 1998 r.


Misterne plany ojca Tucciego


Pół roku przed wizytą jest już znana jej trasa i wtedy wkracza do akcji szef ochrony papieskiej, ojciec Roberto Tucci - drobny, 60-letni jezuita o siwych włosach. Zjawia się w kraju pielgrzymki i rozpoczyna żmudne opracowywanie trasy: przejeżdża każdy jej odcinek, zwracając uwagę na ewentualne punkty newralgiczne, dokładnie notuje czasy przejazdu, konsultuje możliwości zatrzymania, miejsca ustawienia ołtarzy, spotkań na wolnym powietrzu i w świątyniach.
Następnym etapem jest ułożenie planu pielgrzymki z uwzględnieniem środków lokomocji oraz czasu trwania każdego spotkania. W efekcie powstają kilkusetstronicowe, rozpisane co do minuty, programy. Każdy z podróżujących z Ojcem Świętym dziennikarzy otrzymuje taki dokładny rozkład każdego dnia, a ponadto wyszczególnienie, w którym miejscu stanie każdy członek obsługi prasowej, gdzie będą kamery, gdzie wozy transmisyjne i stanowiska radiowe, kto i kiedy zrobi zdjęcie.
Dziennikarze znają też zawczasu miejsca noclegu, godziny posiłków, warunki sanitarne, klimat, a nawet poziom napięcia prądu w danym kraju.
Tylko dzięki tej iście wojskowej precyzji wizyty papieskie przebiegają niezwykle sprawnie. Chyba, że sam Ojciec Święty pokrzyżuje misterny program, jak na przykład w Krakowie w 1997 r., kiedy w drodze z Uniwersytetu nagle kazał kierowcy objechać Rynek. Wprawił tym zgromadzonych w ogromną radość, a ochroniarzy Tucciego - nie piewszy raz - zmusił do błyskawicznego zabezpieczenia okolicy. Całe zdarzenie trwało zaledwie chwilę, jednak program już do końca dnia się nie kleił.

Bardzo ważne kufry

Równie precyzyjnie przygotowany jest bagaż Ojca Świętego. W każdą podróż Papież zabiera ze sobą pielgrzymi krucyfiks, ten sam, z którym podróżował Paweł VI, oraz pierścień z własnym herbem. Wszystkie kazania, przemówienia i oświadczenia, starannie posegregowane, lecą w specjalnym kufrze.
Także garderoba znajduje się w kufrze podróżnym. Niezwykle trudnego zadania doboru i przygotowania strojów na wszystkie okazje dokonuje Angelo Gudel, aiutante di camera, czyli kamerdyner Jana Pawła II. Jest on ciągle blisko Papieża i doskonale wie, że jego ubranie musi być zawsze białe i dostosowane do pogody.
Kufer podróżny pakuje zazwyczaj on lub siostra Matylda, jedna z pięciu sióstr sercanek, które przyjechały za kardynałem Wojtyłą z Krakowa. Kufer mieści zmiany odzieży na całą podróż.
Kilka dni przed rozpoczęciem pielgrzymki na miejsce przylatują samochody - papamobile (zwykle dwa lub trzy, zależnie od długości pielgrzymki).

Papież w chmurach

Przyjęło się, że sponsorem papieskich lotów są włoskie linie lotnicze Alitalia. Na życzenie Papieża samolot jest urządzony skromnie, wyposażony jedynie w niezbędne sprzęty i - w przeciwieństwie do maszyn, którymi podróżują głowy innych państw - bez salonki. W niewielkiej części, przeznaczonej wyłącznie dla Papieża, znajdują się cztery wygodne fotele pierwszej klasy. Jan Paweł II zajmuje zwykle miejsce przy oknie, nad którym wisi krzyż.
Półtorej godziny przed odlotem do samolotu wchodzą podróżujący z Papieżem dziennikarze, tzw. volo papale. Z reguły jest to około 50 osób z Włoch i z zagranicy. Oni płacą za przelot (cenę pierwszej klasy), a od przewoźnika otrzymują drobne upominki (np. karton papierosów i butelkę whisky lub perfumy).
Papież przybywa na płytę lotniska helikopterem chwilę przed odlotem. Dzięki temu droga na lotnisko Fiumicino przez zawsze zakorkowany Rzym nie zabiera mu (jak zwykłemu śmiertelnikowi) półtorej godziny.
Do samolotu Papież podjeżdża samochodem. Po wejściu na pokład wita się z załogą i dziennikarzami, a często odbywa małe konferencje prasowe.
Przy starcie samolot ubezpieczają opancerzone transportery, które pędzą po pasie startowym na sygnale, a z ich wieżyczek wyglądają uzbrojeni karabinierzy, czujnie rozglądając się na wszystkie strony. Taka scena iście z filmu akcji trwa do chwili wzniesienia się maszyny w powietrze.
Potem, już w chmurach, rzecznik Watykanu Joaquin Navarro-Valls rozdaje dziennikarzom depesze z pozdrowieniami dla Papieża od prezydentów państw, nad którymi przelatuje samolot.
Zdarza się, że któryś z dziennikarzy zostanie zaproszony do papieskiego apartamentu na rozmowę, choć najczęściej Pielgrzym bywa tam sam. Lubi długie loty, podczas których może czytać, pisać i modlić się nie rozpraszany watykańskimi obowiązkami. Często w samolocie przygotowuje ostateczne wersje homilii i przemówień, jak to było w przypadku mowy na Konferencję Episkopatu w Puebla w Meksyku.
Jedna ze stewardes wspomina tę podróż z zachwytem: "Jan Paweł II jest niesłychanie przyjazny. Do każdego podchodzi. Nie jest podobny do poprzednich papieży, którzy nigdy nie schodzili z piedestału".
Do niedawna każda pielgrzymka rozpoczynała się tak samo - po zejściu z samolotu Papież klękał na ziemi i całował ją na powitanie. Jednak od czasu, jak posunął się w chorobie, już tego nie czyni.

Kuchnia Papieska

Kiedy kardynał Karol Wojtyła został papieżem, rodacy - z miłości do niego - zaczęli mu przysyłać i przywozić do Watykanu przeróżne wiktuały: kiełbasy, oscypki, a zwłaszcza słodycze, za którymi przepada.


Nugat dla Ojca Świętego

Przed inauguracją pontyfikatu zebrała się tego spora kupka. Uwagę Polaków zgromadzonych na pierwszej audiencji generalnej w Auli Pawła VI zwróciła paczuszka z podpisem jakby wykaligrafowanym dziecięcą rączką: "Nugat dla Ojca Świętego". Wśród pielgrzymów znalazł się redaktor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Tadeusz Nowakowski, i widząc tę paczuszkę, puścił w świat wiadomość, że polskie dzieci przesłały Papieżowi paczkę nugatów, czyli ciastek z orzechami i miodem. Tymczasem nadawcą słodkiej przesyłki nie było dziecko, ale bratowa biskupa Tadeusza Pieronka, która miała bardzo dziecięcy charakter pisma.
Paczka - jak zapewnia biskup Pieronek - dotarła do rąk adresata. Charakterystyczne, że wówczas nikt sobie nie wyobrażał, iż ktoś mógłby skrzywdzić Papieża i nie sprawdzano, czy żywność przysyłana mu przez rodaków nie jest zatruta.

Watykan pachnący jajecznicą


"Naprawdę trudno powiedzieć, co Ojciec Święty lubi najbardziej, gdyż nie ujawnia raczej swoich kulinarnych preferencji. Wiadomo jednak, że bardzo lubi ziemniaki z zsiadłym mlekiem" - twierdzi biskup Tadeusz Pieronek.
Rzeczywiście, Jan Paweł II nie jest wybredny i polskie siostry sercanki, prowadzące jego gospodarstwo, nie mają najmniejszych problemów z przygotowywaniem mu posiłków. Zresztą Karol Wojtyła, zadowalający się "byle czym" w czasie swoich wypraw turystycznych ze studentami, także i podczas pełnienia posługi biskupiej słynął ze skromnego trybu życia i nigdy nie uchodził za wyrafinowanego smakosza.
Dlatego szokiem dla stałych mieszkańców pałacu apostolskiego, przyzwyczajonych do dietetycznych posiłków przygotowywanych dla Pawła VI, był dochodzący z kuchni papieskiej zapach smażonej dla Jana Pawła II jajecznicy na boczku. Takiego dania nie przyrządzano tu chyba nigdy, odkąd powstała instytucja papiestwa.



Bułeczki i kiełbasa

Na śniadanie siostry sercanki przynoszą Papieżowi zazwyczaj kawę, mleko, ser, jajka, dżem, owoce, masło i pieczywo, także grzanki. Kawę z mlekiem podają Janowi Pawłowi II, natomiast gościom, którzy nieodłącznie towarzyszą mu podczas śniadania - wedle życzenia.
Na stole w koszyku zawsze stoją także słynne włoskie bułeczki, które Papież bardzo lubi. Ksiądz Mieczysław Maliński, przyjaciel Ojca Świętego, opowiada anegdotę z dawnych lat, kiedy Karol Wojtyła przyjeżdżał do Rzymu i zatrzymywał się w Kolegium Polskim. Namawiany przez księdza Malińskiego do jedzenia ciemnego chleba, Karol Wojtyła zareagował słowami: "Człowieku, przecież ja po to przyjeżdżam do Rzymu, żeby jeść te dziurawe bułki!".
Jeszcze nie tak dawno na papieskim stole pojawiała się często także kiełbasa na gorąco. Obecnie, po wielu operacjach, jakie przeszedł Papież, jego menu jest skromniejsze, bardziej dietetyczne.
Warto też wiedzieć, że prawie wszystkie podstawowe produkty na papieskim stole pochodzą z watykańskiej fermy w Castel Gandolfo.
Skądinąd w Castel Gandolfo czekają też zawsze na Jana Pawła II znakomite ciasteczka, które od dziesięcioleci wypieka specjalnie dla kolejnych papieży miejscowa rodzina Moronich.

Z kuchni polskiej do włoskiej

Na obiad podawane są głównie specjały kuchni włoskiej. Ksiądz Maliński, pytany kiedyś, dlaczego Papież preferuje tę właśnie kuchnię, skoro gotują mu polskie zakonnice, odparł: "Żeby poznać kulturę danego kraju, trzeba również jeść to, co ten naród je".
Jadłospis jest skromny: oprócz nieodłącznego spaghetti, które Papież lubi, podawane są zupy (w tym często jego ulubiona - jarzynowa), mięsa (najchętniej cielęcina), ryby (najlepiej karp po żydowsku), a także flaczki i pierogi.
Na deser serwowane są owoce i ciastka, szczególnie sernik i szarlotka.
Wszystko to popija Papież rozcieńczanym wodą białym winem z papieskiej winnicy. Przy czym - jak informuje niezastąpiony ks. Maliński - Jan Paweł II łączy te dwa płyny nietypowo: wino wlewa do kieliszka z wodą.
Niezbyt wyrafinowany jest także ostatni posiłek, zawsze wegetariański. Na kolację Papieżowi i jego gościom podawana jest zupa, pizza, ser oraz wino.

Dopiero w podróżach je się wykwintniej

Inaczej ma się rzecz podczas podróży zagranicznych Papieża, kiedy to gospodarze wychodzą nieraz ze skóry, aby ugościć go jak najbardziej wyszukanymi potrawami.
19 czerwca 1998 roku, kiedy Papież goszczony był w arcyopactwie benedyktynów w austriackim Salzburgu, zakonnicy podjęli go pstrągiem, struclą jabłkową oraz winem rocznik 1997 z winnicy Töre w dolnej Austrii. Natomiast 9 czerwca 1997 roku na papieskie śniadanie w krakowskim domu kanoników podano galantynę z kurczaka, bunc (rodzaj owczego sera), salceson i kiełbasę. A na deser - wspaniałe wypieki. Wszystkie te dobra były darem sióstr albertynek z Krakowa. Oczywiście Papież nie jest w stanie nawet skosztować tych wszystkich specjałów.
Niektórzy jednak - wiedząc, że Ojciec Święty nie lubi przesady - poprzestają na skromnym posiłku, a kiedy wizyta papieska wypada w piątek, podają jedynie ryby i ciasta.
Także przewoźnicy lotniczy, z których usług korzysta papieska świta podczas pielgrzymek, starają się urozmaicać mało wyszukany jadłospis Papieża. I tak na przykład na pokładzie samolotu, który w 1997 roku odwoził Papieża i 90 towarzyszących mu osób z Polski do Rzymu, serwowano tartinki z kawiorem i łososiem, zsiadłe mleko, młode ziemniaki, zrazy wołowe z sosem z borowików, kaszę gryczaną, a na deser struclę makową i pączki. Jednak także podczas podróży i pielgrzymek podstawowe menu papieskie jest przygotowywane przez dwie towarzyszące mu sercanki-kucharki.

Pizza "Wojtyła"

Przedsiębiorczy producenci nierzadko wykorzystują papieży do reklamowania swoich wyrobów. Tak było już z Piusem XII. Po wyborze na papieża jego ulubione danie właściciel lokalu "Tartufo" w Rzymie, gdzie bywał na kolacjach jako kardynał, nazwał tortellini alla papalina. Kiedy "Tartufo" przestał istnieć, nowy właściciel przemianował lokal na "La Miranda", ale w jadłospisie pozostawił papieskie tortellini.
Również obecny Ojciec Święty jest wykorzystywany przez producentów i kucharzy. Podczas wizyty Jana Pawła II w 1997 roku w Austrii sprzedawano wino "papieskie". Natomiasenci pizzy, którzy 25 października 2000 roku przybyli na spotkanie branżowe z okazji Jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa, upiekli na oczach mieszkańców Wiecznego Miasta 50 tysięcy sztuk tego włoskiego przysmaku. Była też pizza "Wojtyła", z kwiatami dyni i papryką.

 

Spaghetti all'amatriciana

25 dkg spaghetti, 10 dkg wędzonego surowego boczku, puszka pomidorów bez skórki, 1 mała cebula, 1 ząbek czosnku, 1/4 strączka czerwonego pieprzu, 2 łyżki oliwy, 1 łyżeczka suszonego rozmarynu, 1 łyżeczka suszonego tymianku, 30 dkg tartego parmezanu, mały kieliszek białego wina.
Na dużej patelni rozgrzać oliwę. Drobno posiekaną cebulę krótko poddusić. Dodać pokrojony w grubą kostkę boczek, podsmażyć na złoto. Podlać winem. Drobno posiekany czerwony pieprz wrzucić do cebuli z boczkiem, dodać przetarte przez sito pomidory, posolić i dusić ok. 20 min. Spaghetti ugotować w osolonej wodzie al dente, odcedzić. Do sosu dodać rozgnieciony ząbek czosnku, doprawić rozmarynem i tymiankiem. Polać spaghetti sosem i posypać parmezanem.

Minestrone - włoska zupa jarzynowa
1 cebula, 2 ząbki czosnku, nieduży kawałek białej kapusty, 1 ziemniak, 2 marchewki, 1 pietruszka, 3 łodygi selera naciowego, 1 mały por, 2 pomidory, 10 dkg zielonego groszku, 10 dkg białej fasoli z puszki, 5 dkg wędzonego boczku, 1 litr lekkiego rosołu mięsnego (może być kostka), 2 łyżki oliwy, 1 listek laurowy, natka pietruszki, parę gałązek bazylii, tymianku, rozmarynu, sól, pieprz
Obrane cebulę i czosnek pokroić w drobną kostkę. Jarzyny umyć i drobno pokroić. Boczek pokrojony w kostkę podsmażyć na oliwie w dużym garnku. Dodać cebulę i czosnek, lekko zeszklić. Dodać twardsze jarzyny (ziemniak, marchewki, pietruszkę, seler naciowy). Poddusić 5 minut, a następnie dodać jarzyny miękkie (pomidory obrane ze skórki, groszek, białą fasolę, kapustę, pory) i dusić chwilę razem. Wlać rosół, zagotować razem z pęczkiem ziół 1/2 godziny. Wyjąć zioła, przyprawić solą i pieprzem, posypać siekaną zieloną pietruszką.

Wyborny sernik
Kruche ciasto
3 szklanki mąki, 25 dkg masła, 1/2 szklanki cukru pudru, 4 żółtka, 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masa serowa
1kg sera białego, tłustego, mielonego, 25 dkg masła, 1 szklanka cukru pudru, 2 białka, 8 żółtek, 1,5 torebki budyniu, skórka otarta z 1 pomarańczy, kandyzowana skórka pomarańczowa, rodzynki.
Posiekać wszystkie składniki ciasta nożem, a następnie zagnieść ciasto i włożyć na 1/2 godz. do lodówki. Odciąć 1/3 ciasta, resztą wylepić tortownicę (26 cm średnicy). Upiec na jasnozłoty kolor. Ostudzić. Wszystkie składniki masy oprócz 2 białek utrzeć w malakserze na aksamitną puszystą masę. Delikatnie wmieszać 2 ubite białka, otartą skórkę pomarańczy, rodzynki i kandyzowaną skórkę pomarańczową. Masę wylać na podpieczony kruchy spód w tortownicy. Na grubej tarce utrzeć resztę ciasta i posypać masę. Piec w temperaturze 170 stopni. Gotowe posypać cukrem pudrem.




Wspomnienia






"Róbcie wszystko, co się da, ażebyście się tego papieża nie musieli wstydzić przed światem" – powiedział Jan Paweł II podczas spotkania z wadowiczanami 7 czerwca 1979 roku.

...z przemówienia Ojca Świętego Jana Pawła II podczas spotkania z wiernymi w Wadowicach - 16 czerwca 1999 r.

"W Wadowicach wszystko się zaczęło"


Z wielkim wzruszeniem patrzę na to miasto lat dziecięcych, które było świadkiem mych pierwszych kroków, pierwszych słów i tych -jak mówi Norwid - "pierwszych ukłonów", co są "jak odwieczne Chrystusa wyznanie: "Bądź pochwalony!"" (por. Moja piosnka). Miasto mojego dzieciństwa, dom rodzinny, kościół mojego chrztu świętego... Pragnę wejść w te gościnne progi, na nowo ukłonić się rodzinnej ziemi i jej mieszkańcom, i wypowiedzieć słowa, którymi wita się domowników po powrocie z dalekiej drogi: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!". ...A dom był tutaj, za moimi plecami, przy Kościelnej...

A kiedy patrzyłem przez okno, widziałem na murze kościelnym zegar słoneczny i napis: "Czas ucieka, wieczność czeka". (...)
Z synowskim oddaniem całuję próg domu rodzinnego, wyrażając wdzięczność Opatrzności Bożej za dar życia przekazany mi przez moich Rodziców, za ciepło rodzinnego gniazda, za miłość moich najbliższych, która dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy, nawet wtedy, gdy przychodziło zetknąć się z doświadczeniem śmierci i trudami codziennego życia w trudnych czasach.
Z głęboką czcią całuję też próg domu Bożego - wadowickiej fary, a w niej chrzcielnicę, przy której zostałem wszczepiony w Chrystusa i przyjęty do wspólnoty Jego Kościoła. W tej świątyni przystąpiłem do pierwszej spowiedzi i Komunii św. Tu byłem ministrantem. Tu dziękowałem Bogu za dar kapłaństwa i - już jako arcybiskup krakowski - tu przeżywałem swój srebrny jubileusz kapłański. Ile dobra, ile łask wyniosłem z tej świątyni i z tej parafialnej wspólnoty, wie jedynie Ten, który jest Dawcą wszelkich łask. Jemu, Bogu w Trójcy jedynemu, oddaję dziś chwałę na progu tego kościoła. (...)
Furorę zrobiło pamiętne spotkanie Ojca Świętego na wadowickim rynku w 1999 r. Jego symbolem stały się słynne kremówki, znane już w całej Polsce. Wadowickie spotkanie mocno weszło w zbiorową pamięć. Wyróżniało się na tle innych spotkań z Ojcem Świętym wyjątkową spontanicznością, choć nie można odmówić nie-przewidywalności, humoru i wielkiego ciepła, które bije od osoby Papieża, również innym papieskim zgromadzeniom. Spofkanie w rodzinnym mieście Ojca Świętego musiało być wyjątkowe, gdyż -jak powiedział wtedy Jan Paweł II - "tu, w tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło". Tutaj tkwią korzenie Karola Woj-tyły, późniejszego wikarego z Niego-wici, następnie biskupa krakowskiego i wreszcie namiestnika Chrystusowego na ziemi. O tym, jak to się zaczęło, opowiadał wtedy w Wadowicach Jan Paweł II. Wspominał dom rodzinny, wadowicką farę, szkołę i przyjaciół. "Mówi się, że wszędzie dobrze, a najlepiej w domu - stwierdził Jan Paweł II. - Tyle lat minęło od czasu, gdy wyszedłem z Wadowic. Zawsze jednak wracam do tego miasta z poczuciem, że jestem tu oczekiwany jak w rodzinnym domu".
Żyjący do dziś jego koledzy i przyjaciele są z niego najzwyklej w świecie dumni, bo któżby nie był. Pewnie z tego powodu częściej wracają do młodzieńczych czasów, z nabożnoś-cią pielęgnując wspomnienia o wspólnych zabawach, spotkaniach i rozmowach. W duchu pewnie żałują, że tak wiele z tych chwil umknęło pamięci. Czasem dzielą się tymi wspomnieniami z opinią publiczną. Tak ostatnio uczyniła Danuta Gruszczyńska w małym albumiku, do którego tytuł zaczerpnęła z wadowickiego przemówienia Jana Pawła II
W Wadowicach wszystko się zaczęło. Gruszczyńska w jednej grupie z Lolkiem Wojtyłą przystępowała do l Komunii św., a jej brat był stałym towarzyszem zabaw Lolka. Oprócz wspomnień z dzieciństwa w albumie znalazły się zdjęcia z archiwum rodzinnego, fotokopie listów Ojca Świętego do autorki, a nawet wpis Karola Wojtyły do jej pamiętnika z 1938 r. "Odkąd pamiętam - pisze na jednej z pierwszych stron albumu Danuta Gruszczyńska - bliskie kontakty łączyły moją mamę z mamą Lolka. Obie przeżywały podobne radości i smutki matczyne - maleńka siostra Lolka też zmarła. Z moim młodszym bratem Adamem i Lolkiem uczęszczaliśmy do ochronki, którą prowadziły Siostry Nazaretanki. Często wspominam nasze wspólne zabawy z Lolkiem, zwłaszcza z okazji imienin moich i rodzeństwa. Pamiętam taki obrazek: na środku pokoju koń na biegunach. Mój brat Adam ciągnie go do siebie za ogon, Lolek za grzywę. Obaj przeraźliwie krzyczą i płaczą. Nad nimi moja mama usiłująca ich uspokoić i pogodzić. Jak wytłumaczyć dzieciom? Mały Adaszek miał wtedy lat trzy, a Loluś cztery i pół. Pamiętam, że wrócił z mamą do domu zapłakany". Jak przyznaje autorka, pamięć dziecka dotyczy raczej szczegółów, na których buduje klimat dawnych czasów. Z tych detali, które ostały się w pamięci, wspomina więc buty, w których Lolek szedł do l Komunii św. Były one dziewczęce, bo chłopięcych akurat nie było, spór o prezenty między jej bratem a Lolkiem, nabożeństwa majowe, ćwiczenia z mini-strantury, jakich Lolek udzielał Adamowi, wspólnie wystawiane sztuki teatralne oraz późniejsze spotkania w Ojcem Świętym w koleżeńskim gronie.
Album nie jest historią dzieciństwa i lat młodzieńczych Karola Wojtyły. Jest tylko próbą podzielenia się nabożnie przechowywanymi wspomnieniami z - jak się dziś okazuje - wyjątkowego dzieciństwa i młodości. Do dziś kolegom i koleżankom Karola Wojtyły aż trudno uwierzyć w te ich własne wspomnienia. "Trudno mi uwierzyć - przyznaje się autorka - że zetknęłam się w dzieciństwie i młodości z tym niezwykłym człowiekiem. Trudno uwierzyć, że bawiący się ze mną i moim rodzeństwem chłopiec - urósł aż do nieba". Przecież wtedy - chciałoby się dopowiedzieć - wszystko zdawało się być najnormalniejsze pod słońcem.

(fragment z Niedzieli autorstwa Ks. Pawła Rozpiątkowskiego)






wtorek, 3 lipca 2007

Czy kask z napisem "Jan Paweł II" ocalił Kubicę?




W czwartek przypada druga rocznica rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Tymczasem, jak informują źródła kościelne, biuro postulatora procesu księdza Sławomira Odera zainteresowane jest otrzymaniem świadectwa od kierowcy Formuły 1 Roberta Kubicy, który uszedł z życiem z niezwykle groźnego wypadku na torze wyścigowym. W niedzielę Kubica wystartuje w Grand Prix Francji - główny lekarz FIA (Międzynarodowa Federacja Samochodowa) dopuścił go do wyścigu.

Prawdopodobnie o ocaleniu Roberta Kubicy będzie mowa w najbliższym numerze miesięcznika "Totus Tuus", wydawanego przez biuro postulatora procesu. Redakcja liczy na to, że kierowca zechce opowiedzieć o tym wydarzeniu. Kubica jeździ w kasku z napisem - "Jan Paweł II".

Obecnie, w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych trwa już drugi, tzw. rzymski etap procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Rozpoczęcie w rekordowo krótkim czasie procesu beatyfikacyjnego polskiego papieża możliwe było dzięki zgodzie Benedykta XVI, wyrażonej 13 maja 2005 roku, a więc niecałe półtora miesiąca po śmierci Jana Pawła II.

Pierwszy diecezjalny etap procesu zakończył się 2 kwietnia bieżącego roku. Zebrana w jego trakcie dokumentacja została niemal natychmiast przekazana Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Postulator procesu ksiądz Sławomir Oder wraz z relatorem, francuskim dominikaninem ojcem Danielem Olsem pracują już nad positio czyli dokumentem, na który składają się: biografia kandydata na ołtarze, ważniejsze materiały odnoszące się do niego, w tym analiza historyczna czasów, w jakich żył, a także opracowanie zeznań świadków, zebranych w pierwszej, diecezjalnej fazie procesu.

Wiadomo, że prace nad posistio trwają bardzo długo i że jest to niezwykle obszerny dokument, liczący zazwyczaj kilka tomów.

Jednocześnie do biura postulatora wciąż napływają świadectwa o zaznanych cudach za wstawiennictwem polskiego papieża.

W związku z toczącą się obecnie dyskusją na temat cudownego, jak się niekiedy podkreśla, ocalenia Roberta Kubicy z wypadku na torze Formuły 1, biuro postulatora procesu przyznało, że gdyby otrzymało od niego świadectwo, zostałoby ono dołączone do dokumentacji. Gdyby taka relacja napłynęła od kierowcy czy też jego bliskich, zostałaby zakwalifikowana do tzw. świadectw spontanicznych. A takim spontanicznym świadectwem - jak się przypomina - była relacja francuskiej zakonnicy Marie-Simon-Pierre, której niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia uzdrowienie z choroby Parkinsona wybrano jako cud przypisywany wstawiennictwu Jana Pawła II.





Wojtyła już jako święty wszedł na konklawe.







Karol Wojtyła był już świętym, kiedy w październiku 1978 roku wchodził na konklawe, by zostać wybranym na papieża" - tę opinię wyraził kardynał Stanisław Dziwisz w wywiadzie dla włoskiej telewizji publicznej

Metropolita krakowski powiedział: "My, którzy wówczas byliśmy blisko niego, mieliśmy pewność: on był święty". Osobisty sekretarz Jana Pawła II dodał: "On nie stał się świętym jako papież, już nim był i jako święty był papieżem, prowadzącym Kościół ze swą świętością".

Włoski watykanista i pisarz, redaktor wspomnień kardynała Dziwisza - Gian Franco Svidercoschi, odnosząc się w tym samym programie telewizyjnym do cudów przypisywanych polskiemu papieżowi już za jego życia, podkreślił: "Jego wolą było to, by nie nadawano rozgłosu tym wydarzeniom, gdyż mogłoby to odwrócić uwagę od tego, co uważał za swój priorytet, czyli kierowania Kościołem".



Ujawniono zeznania z procesu beatyfikacyjnego papieża?





Do tajnych zeznań 29 polskich świadków procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II dotarł włoski tygodnik "Tempi", o czym poinformował w swym najnowszym numerze.


W artykule pod tytułem "Święty człowiek" opublikowano fragmenty zeznań świadków, zebranych przez trybunał rogatoryjny w Krakowie. We wstępie podkreślono, że są to relacje "przyjaciół i wrogów" polskiego papieża.

Można przeczytać między innymi: "Dla niego nie było rzeczy niemożliwych", "Zamach z 13 maja 1981 roku był szokiem dla całego świata. Widział w tych okolicznościach opiekę Matki Boskiej. Mówił, że kiedy wieźli go karetką do polikliniki, zanim stracił przytomność, miał dziwną pewność, że nie umrze".

Na łamach tygodnika przypomniano, że zeznania przez trybunałem w Krakowie zeznawali nie tylko przyjaciele i koledzy Karola Wojtyły z czasów seminarium i posługi biskupiej, ale także byli prezydenci Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski.

W artykule powołano się na słowa tłumaczki Annalii Guglielmi, której trybunał powierzył zadanie przetłumaczenia na włoski zeznań polskich świadków. Odmówiła ona podania jakichkolwiek szczegółów oraz nazwisk osób, zeznających w procesie beatyfikacyjnym przypominając, że wszystko to otoczone jest tajemnicą.

Jeden z anonimowych cytowanych świadków - wynika z relacji - powiedział, że po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę "widać było, że młody Karol naprawdę cierpiał". Jego koledzy z czasów, gdy pracował w fabryce Solvay, opowiedzieli, że często widzieli, jak czyta książki w ukryciu i oszczędzali mu najcięższych prac, by mógł się uczyć.

Inny świadek wspomina: "Co mnie wtedy w nim uderzyło? Przede wszystkim dobroć. Był oszczędny w słowach, więcej słuchał niż mówił".

Według jednego z seminarzystów przyszły papież "spędzał dużo czasu na kolanach, prawie nie przestawał odmawiać różańca". Inny z kolei twierdzi: "Była w nim autentyczna świętość".

Jako duszpasterz młodzieży, ksiądz Wojtyła został zapamiętany jako "fascynująca osobowość", ktoś, kto miał zawsze czas, kto "w absolutnie niezwykły sposób przygotowywał do małżeństwa" i rozdawał studentom wszystko to, co miał.

Z innego świadectwa można dowiedzieć się, że nawet kiedy Karol Wojtyła został kardynałem nie chciał nic zmieniać, nawet swoich "dziurawych spodni". Na nartach jeździł w staromodnym stroju, nie kupował sobie nic nowego, miał tylko jedną koszulę, wolał jeździć Wołgą niż Fordem - wspominają krakowscy przyjaciele papieża.

Publikacji nie komentuje rzymskie biuro postulatora procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Publikacji tej nie chciał też komentować przewodniczący krakowskiego Trybunału Beatyfikacyjnego Jana Pawła II bp Tadeusz Pieronek. Nie wiem, kto to napisał i to mnie absolutnie nie interesuje; nie będę tego komentował - powiedział biskup Pieronek.

26. rocznica zamachu na Jana Pawła II



Mija 90. rocznica zakończenia objawień fatimskich i 26. rocznica zamachu na Jana Pawła II. Wizje, w których Matka Boża za pośrednictwem trojga dzieci z Fatimy: Łucji, Hiacynty i Franciszka wezwała świat do modlitwy i pokuty oraz zapowiedziała cierpienia Europy poddanej dwóm systemom totalitarnym, to najbardziej znane orędzie maryjne skierowane do całej ludzkości.

W orędzie fatimskie wpisana została wizja biskupa w bieli, który podążając z trudem ku Krzyżowi między ciałami męczenników, pada jak martwy pod kulami z broni palnej. W wizję tę, zwaną trzecią tajemnicą fatimską, wpisuje się zamach na Jana Pawła II z 13 maja 1981 roku.

Trzecia tajemnica fatimska została ujawniona w 2000 roku, przed beatyfikacją Hiacynty i Franciszka. Jan Paweł II beatyfikował dwoje pastuszków 13 maja 2000 roku. Ojcu Świętemu towarzyszył wielki fotografik Adam Bujak. Wyznał on, że moment, w którym widział Jana Pawła II modlącego się na grobie Hiacynty i Franciszka, a potem rozmawijącego z siostrą Łucją, był jednym z najpiękniejszych w jego życiu.

Adam Bujak fotografował wówczas także kulę, która przeszyła ciało Jana Pawła II podczas zamachu w 1981 roku, a która znajduje się w koronie figury Matki Bożej Fatimskiej. Artysta wspomina, że pomysł sfotografowania kuli wydawał mu się nierealny, ale biskup i kustosz Fatimy zgodzili się. Zaprosili go do kaplicy Matki Bożej i obiecali zdjąć koronę i dać mu ją. Zdejmowanie korony z kulą to było mistyczne wydarzenie - wspomina Adam Bujak. Pamięta też, że gdy dostał koronę do ręki, był cały mokry. Odwrócił ją i we wnętrzu, w niebieskiej kulce, która zwieńcza koronę, pod krzyżem, zobaczył lekko wgniecioną kulę, która uderzyła w kość Ojca Świętego.

Adam Bujak wspomina, że przebywał przez godzinę z koroną Matki Bożej Fatimskiej i nie śmiał dotknąć kuli, która jest wielką relikwią. Cały czas się trząsł i bał, że zdjęcia będą poruszone, ale wyszły bardzo pięknie. I pokazują ten straszny dokument - kulę, która też jest w jakimś stopniu świadkiem tego, co potwierdziło się w objawieniach fatimskich - mówi.

Ojciec Święty był przekonany, że Matka Boża podczas zamachu na niego zmieniła bieg kuli. Mówił o jednej ręce, która strzelała, i o drugiej, która prowadziła kulę. Siostra Łucja podzielała tę interpretację.

niedziela, 1 lipca 2007

Jak przebiega proces kanonizacji?





Proces kanonizacyjny można rozpocząć, gdy brana pod uwagę osoba wiodła nader przykładny żywot lub zginęła męczeńską śmiercią. Zażądać tego mogą wierni, wniosek może też wypłynąć od miejscowego biskupa czy też z Rzymu.

Często spotykamy się z dwoma pojęciami: błogosławiony i święty. Czy zatem między beatyfikacją a kanonizacją można postawić znak równości? Nie. Łacińskie słowo "beatificare" oznacza wyróżniać, czynić szczęśliwym. Jest to akt uznania osoby - sługi Bożego - za błogosławioną, to znaczy obdarzoną szczególną łaską - wyjaśnia tygodnik "Niedziela Legnicka". To właśnie beatyfikacja inicjuje oficjalny kult i jest zwykle wstępem do kanonizacji.

Beatyfikację i kanonizację poprzedza proces kanonizacyjny. Nie może się on rozpocząć wcześniej niż po upływie 5 lat od śmierci danej osoby. Od tej reguły są jednak wyjątki. Rozpoczęto już proces beatyfikacyjny Matki Teresy z Kalkuty, choć dopiero w tym roku minęła 5. rocznica jej śmierci.

Jak w każdym procesie, tak i tu, musi znaleźć się osoba, która go zainicjuje i będzie popierać. Może nią być osoba świecka, kapłan, wspólnota zakonna lub parafia. Do przeprowadzenia procesu wyznacza postulatora, który podejmie wszystkie czynności zmierzające do kanonizacji. Postulator musi zbadać, czy istnieją warunki do rozpoczęcia postępowania kanonizacyjnego.

Pierwszym z nich jest stwierdzenie, że kandydat na ołtarze cieszy się opinią świętości, tzn. że ludzie widzą w nim przyszłego świętego, że zginął śmiercią męczeńską lub uznają, że w życiu w sposób ponadprzeciętny praktykował cnoty.

I
tak na przykład po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki wierni pielgrzymowali do jego grobu, wiele mówiło się o jego męczeńskiej śmierci, duszpasterze zachęcali do modlitwy o beatyfikację. Podobnie rzecz się miała po śmierci Josemarii Escriva. Do Stolicy Apostolskiej zaczęły napływać listy z ponad stu krajów zaświadczające o świętości życia założyciela Opus Dei.

Kolejny warunek - wylicza autor artykułu - to wykazanie, że przyszła kanonizacja wniesie znaczący wkład w rozwój Kościoła i szerzenie wiary. Nowy święty ma być wzorem do naśladowania dla ludzi, jak np. beatyfikowani małżonkowie Maria i Alojzy Beltrame Quattrocchi, którzy swoje zwyczajne małżeńskie i rodzinne życie przeżyli w nadzwyczajny sposób i nogą być dla rodzin przykładem drogi do świętości. Dalszy warunek to zbadanie, czy za wstawiennictwem danej osoby Bóg udziela jakichś szczególnych łask, np. cudów. Ostatni warunek do rozpoczęcia procesu, to potwierdzenie, że zmarły odbiera kult prywatny, to znaczy że ludzie modlą się za jego wstawiennictwem, że nawiedzają jego grób.

Postępowanie w diecezji

Jeśli te warunki są spełnione i nie ma żadnych innych przeszkód, może rozpocząć się dochodzenie diecezjalne. Postulator kieruje prośbę o wszczęcie postępowania do biskupa diecezji, w której zmarł kandydat na ołtarze. Przedstawia przy tym jego życiorys oraz informacje o jego działalności, które wcześniej był obowiązany zebrać. Musi również sporządzić listę świadków, którzy będą zeznawać w procesie. Może także poprosić ludzi, którzy znali kandydata na ołtarze, o pisemne wspomnienia o nim.

Rozpoczyna się wówczas pierwszy etap postępowania kanonizacyjnego - dochodzenie diecezjalne. Od tej pory osoba, której sprawa dotyczy, otrzymuje tytuł sługi Bożego. Zaczyna się bardzo szczegółowe badanie jego życia i działalności. Analizie poddawane są pisma Sługi Bożego oraz wszelkie dotyczące go dokumenty, np. wśród akt ks. Franciszka Blachnickiego znajduje się m. in. jego praca habilitacyjna. Przesłuchuje się też świadków, często są to osoby z najbliższego otoczenia - rodzina, przyjaciele, członkowie wspólnot zakonnych, aby jak najlepiej poznać osobę ewentualnego świętego. Po zakończeniu postępowania w diecezji wszystkie dokumenty trafiają do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych

Kongregacja ta wydaje zezwolenie na rozpoczęcie procesu kanonizacyjnego, nadzoruje jego przebieg oraz zatwierdza postulatora. Określa również wszystkie warunki, jakie muszą być spełnione w trakcie trwania procesu. Wszystkie dokumenty trafiają właśnie do Kongregacji, która zatwierdza ich ważność. Z przesłanych materiałów przygotowywane jest tzw. Positio, czyli obszerne opracowanie o życiu i cnotach lub męczeństwie sługi Bożego. Pisemną relację przekazuje się następnie dla Ojca Świętego. To on wydaje Dekret o heroiczności cnót lub Dekret o męczeństwie. Dekret taki mówi o zasługach sługi Bożego, przypomina jego życiorys, szczególną misję w Kościele oraz jego drogę do świętości. Dekret kończy się stwierdzeniem o heroiczności cnót (lub męczeństwie).

Teraz do beatyfikacji potrzebna jest aprobata przynajmniej jednego cudu dokonanego za przyczyną sługi Bożego. Najczęściej mamy do czynienia z cudownym uzdrowieniem, ale może też być udowodniony i zaaprobowany cud uwolnienia z nałogu, cud nawrócenia, cud zażegnania kryzysu w rodzinie.

Potem następuje beatyfikacja. Podczas tej uroczystości sługa Boży otrzymuje tytuł błogosławionego i może odbierać kult publiczny, ale tylko na określonym terenie, np. w mieście, diecezji, w danym kraju. Wśród błogosławionych ogłoszonych przez Jana Pawła II są m. in. abp Zygmunt Feliński, ks. Władysław Błądziński - męczennik z Gross-Rosen. Natomiast wśród innych polskich kandydatów na ołtarze, których procesy rozpoczęto, znajdują się m.in. ks. Prymas Stefan Wyszyński, ks. Jerzy Popiełuszko, ks. Franciszek Blachnicki.


Do kanonizacji, czyli uznania za świętego, wymaga się zatwierdzonego przez Kościół drugiego cudu, dokonanego już po beatyfikacji za przyczyną Błogosławionego. Wówczas Ojciec Święty ogłasza daną osobę świętą. Odtąd modli się do niej cały Kościół, można poświęcać jej świątynie, włączać do liturgii.

Zamach na papieża








W ciągu 20 lat spędzonych w więzieniu Mehmet Ali Agca, człowiek, który strzelał do Jana Pawła II, przedstawił 128 różnych wersji wydarzeń. Ciągle nie wiemy, kto zlecił mu zamach - Moskwa, Sofia, ktoś jeszcze inny? Być może wyznał to samemu Papieżowi - ale to też nie jest pewne. W 20. rocznicę strzałów na placu Świętego Piotra historię zamachu, śledztwa i spekulacji na ten temat przypomina Mikołaj Lizut

Do ojca Sicilianiego, benedyktyna, podszedł młody człowiek o ciemnej karnacji i wystających kościach policzkowych. Była środa, równo 20 lat temu, wiosenne, słoneczne popołudnie na placu Świętego Piotra. Zapytał łamaną angielszczyzną, z której strony pojawi się Papież. Ta twarz utkwiła zakonnikowi w pamięci. Następnego dnia miał go rozpoznać w telewizji. To był Mehmet Ali Agca, człowiek, który chciał zabić Papieża.

Punktualnie o godzinie 17 biały papieski samochód wjechał na plac przez watykańską Bramę Dzwonów. Tłum zawrzał, rozległy się brawa, a nad głowami zafalowały chorągiewki i wstążki. Samochód sunął wolno i dostojnie.

Przy drugim okrążeniu sektorów, gdy zbliżył się do Spiżowej Bramy, wystrzały z browninga 9 mm poderwały do góry gołębie siedzące na kolumnadzie Berniniego. Agca strzelał z bliska - z dwóch, trzech metrów. Na przypadkowo zrobionym zdjęciu widać w tłumie rękę z pistoletem wycelowanym w Papieża. Twarz zamachowca, choć nieostra, robi wrażenie uśmiechniętej. Wystrzelił dwa razy. Przed dalszymi, być może śmiertelnymi, strzałami uratowała Papieża zakonnica stojąca koło Agcy. Złapała go za ramię i zaczęła krzyczeć. Dzięki niej został schwytany.

Jeden z pocisków zranił wskazujący palec Jana Pawła II, przeszył jamę brzuszną i spadł do samochodu, pod nogi papieskiego sekretarza ks. Stanisława Dziwisza (dziś już biskupa). Druga kula raniła Papieski łokieć i dwie przypadkowe osoby z drugiej strony samochodu.

Przez rzeszę wiernych przemknął szmer przerażenia. Papież zachwiał się. Na białym pasie od sutanny pojawiła się plama krwi, ale ks. Dziwisz jeszcze jej nie widział.

Zapytał: - Gdzie?

Papież odpowiedział: - W brzuch.

Ludzie krzyczeli. Papieski samochód zawrócił i pomknął w stronę Bramy Dzwonów. Jan Paweł II osunął się na ramiona ks. Dziwisza.

- Czy bardzo boli? - pytał sekretarz.

- Tak.

Dojechali do ambulansu koło centrum sanitarnego wewnątrz murów watykańskich.

Z relacji ks. Dziwisza: "Cały czas myślałem o jednym - konieczny jest szpital i musi to być klinika Gemelli. Z dwóch przyczyn - klinika była przygotowana na taką ewentualność, a poza tym pamiętałem, że Ojciec Święty po swoim wyborze powiedział w rozmowie, że gdyby któregoś dnia potrzebował leczenia, pójdzie do szpitala jak każdy zwykły człowiek i że szpitalem mogłaby być klinika Gemelli".

Według ks. Dziwisza Papież był przytomny przez całą drogę do szpitala. Dopiero tam zemdlał. "Ojciec Święty nie patrzył na nas. Oczy miał zamknięte, bardzo cierpiał i powtarzał krótkie modlitwy w formie aktów strzelistych. O ile dobrze pamiętam, to najczęściej: >Maryjo, Matko moja! Maryjo, Matko moja!<. Doktor Buzzonetti i brat Kamil, pielęgniarz, byli ze mną w karetce. Jechała bardzo szybko, bez żadnej eskorty policyjnej. W dodatku po kilkuset metrach syrena karetki się popsuła. Trasa, która normalnie wymaga co najmniej pół godziny, zajęła osiem minut, i to w rzymskim ruchu ulicznym!". Według jednej z gazet tuż po zamachu Ojciec Święty miał powtarzać pytanie: "Dlaczego ja?". - Nic podobnego - twierdzi jego sekretarz. - Nie wymówił ani słowa rozpaczy czy urazy, jedynie słowa głębokiej modlitwy płynącej z wielkiego cierpienia. * Podczas przygotowań do operacji osobisty lekarz Papieża Renato Buzzonetti powiedział, że stan pacjenta jest bardzo poważny. Ciśnienie strasznie spadło i puls był prawie niewyczuwalny. Ks. Dziwisz: "Trzeba więc było udzielić sakramentu chorych. Udzieliłem go na sali, przed samą operacją. Ale Ojciec Święty był już nieprzytomny. (...) Początkowo byliśmy przerażeni. Potem, z chwili na chwilę, okazywało się, że żaden z ważnych dla życia organów nie został naruszony i że istnieje szansa przeżycia". Operacja trwała pięć godzin i dwadzieścia minut. Lekarze oczyścili jamę brzuszną, wycięli 55 centymetrów jelit, zaszyli w kilku miejscach okrężnicę i wyrównali skutki krwotoku. Następnie założylili sztuczny system odprowadzający kał i mocz. W nocy do szpitala przyjechał prezydent Włoch Sandro Pertini. Ojciec Święty nie spał i podziękował mu za odwiedziny, ale nazajutrz tego nie pamiętał. W niedzielę jeszcze z sali reanimacyjnej Jan Paweł II odmówił modlitwę Anioł Pański. Transmitowało ją radio. - Modlę się za brata, który zadał mi cios, i szczerze mu przebaczam - powiedział. * W tym czasie 22-letni Agca siedział w rzymskim więzieniu Rebibbia, w oddziale pod szczególnym nadzorem. Rozpoczęło się śledztwo. W czasie przesłuchania zaskakiwał funkcjonariuszy opanowaniem, umiejętnością wymigiwania się od odpowiedzi. Potrafił zasypiać w pozycji siedzącej i budzić się wypoczęty, odświeżony. Zachowywał się krnąbrnie. Często godzinami siedział ze spuszczonymi oczami i nie odpowiadał na żadne pytania. Proces terrorysty rozpoczął się 20 lipca. Po trzech dniach sąd skazał go na najwyższą karę przewidzianą w prawie - dożywocie. Mehmet Ali Agca urodził się w 1958 r. na przedmieściach Malatyi we wschodniej Turcji jako najstarszy syn ubogiej rodziny. Jego ojciec był alkoholikiem. Wkrótce urodziła się im jeszcze córka Fatima i syn Adnan. Ojciec zmarł, gdy Ali miał osiem lat. "Od tej pory nie mogłam go kontrolować" - napisała w liście do Papieża matka Agcy tuż po zamachu. W szkole zapamiętali go jako indywidualistę i samotnika. "Wszystko robiłem sam - zeznał potem tureckim policjantom. - Sam chodziłem do kina, na mecze piłki nożnej, do teatru, czasem do opery czy biblioteki, zawsze sam. Dzięki temu wydawałem się interesujący". Kiedy miał 15 lat, dostał się do szkoły dla nauczycieli w Malatyi. "W tamtym czasie nie miałem wielkich ambicji ani aspiracji. Chciałem zostać nauczycielem i ożenić się z jakąś piękną nauczycielką, zbudować niewielki dom z ogrodem, hodować kurczaki i kwiaty" - pisze Agca w napisanej w więzieniu książce "Moja prawda". W 1976 r. zaczął w Ankarze studiować literaturę, historię i geografię. Dwa lata później wyjechał do Stambułu na studia ekonomiczne. Nie miał dziewczyny, nie chodził na zajęcia, włóczył się za to po podrzędnych kawiarenkach. Turcja była wtedy na skraju wojny domowej. Dziesiątki grup terrorystycznych organizowały zamachy i skrytobójstwa. Agca przyłączył się do Szarych Wilków - skrajnie prawicowej, faszyzującej organizacji. Atakowali lewicowców, Kurdów, niezależnych dziennikarzy. Rzadko chodził do meczetu, pijał alkohol. Na pewno nie był fanatykiem religijnym. W 1979 r. turecka policja aresztowała Agcę za zabójstwo Abdiego Ipekci, szefa liberalnego dziennika "Milliyet". Agca przyznał się, że to on pociągnął za spust. W listopadzie zamachowiec przebrany w wojskowy mundur uciekł z pilnie strzeżonego więzienia. Tuż przed wizytą Jana Pawła II w Turcji pod koniec 1979 r. "Milliyet" opublikował list Agcy, w którym ten grozi zamachem na Papieża. Wizyta przebiega jednak bez najmniejszych zakłóceń. Agca strzela do Ojca Świętego półtora roku później. * Był 27 grudnia 1983 r. Do więzienia Rebibbia wjechał czarny watykański mercedes. O spotkaniu Jana Pawła II z jego niedoszłym zabójcą prasa spekulowała już od miesiąca. Wraz z Papieżem do więziennego oddziału dla szczególnie niebezpiecznych przestępców weszło kilku dziennikarzy, papieski fotograf Arturo Mari i ekipa telewizji watykańskiej. Jednak 20-minutowa rozmowa odbyła się w celi Agcy bez świadków. Dziennikarz włoskiego dziennika "Corriere della Sera" zanotował z niej tylko przywitanie. - A więc tu pan mieszka. Jak tu panu jest, czy dobrze? - miał zapytać Papież. Całując dłoń Jana Pawła II, Agca prosił o wybaczenie. Później dziennikarzy i kamerę cofnięto na zewnątrz. Na ostatnim ujęciu z wizyty widać, jak Jan Paweł II i Ali Agca siadają naprzeciw siebie. Bardzo blisko, niemal dotykając się kolanami. Chwilami wydawało się, że ich pochylone głowy stykają się, opierając jedna o drugą. Po wyjściu z celi Papież powiedział tylko: - Rozmawiałem z nim jak z bratem, któremu przebaczyłem i do którego mam zaufanie. To, o czym mówiliśmy, pozostanie tajemnicą między nim a mną. Czy Agca wyznał Janowi Pawłowi II, kto zlecił mu zabójstwo? Nie wiadomo. W ciągu 19 lat spędzonych we włoskim więzieniu zamachowiec wielokrotnie zmieniał zeznania. Obliczono, że przedstawił 128 różnych wersji wydarzeń. * W latach 80. po obu stronach żelaznej kurtyny ukazało się wiele publikacji na temat zamachu i jego domniemanych zleceniodawców. W głośnej książce "Czas morderców" amerykańska dziennikarka Claire Sterling starała się udowodnić, że za zamachem stało KGB. Rok po procesie Agca zeznał, że działał w porozumieniu z mafią turecką, która w Bułgarii kupowała broń za przemycaną tam heroinę. Z mafią miał współpracować bułgarski wywiad. Rozkaz zabicia Papieża miał przyjść z Ambasady Radzieckiej w Sofii. Sąd, opierając się na jego zeznaniach, oskarżył czterech Turków i trzech Bułgarów o spisek na życie Papieża. Proces okazał się klęską włoskich organów ścigania. Prokuratorzy nie byli w stanie niczego udowodnić dawnym przyjaciołom Agcy z organizacji Szare Wilki i bułgarskim agentom wywiadu pracującym oficjalnie w różnych przedstawicielstwach swego kraju w Rzymie. Wszystkich uniewinniono. Mimo procesowego fiaska Sterling wciąż obstawała przy "bułgarskim śladzie". Jej książki ukazywały się w Polsce w drugim obiegu. Tymczasem oficjalna komunistyczna propaganda sugerowała, że za zamachem stały zachodnie wywiady. W wydanej w 1987 r. książce Eugeniusza Guza czytamy: "Marksiści odcinają się od terroryzmu pryncypialnie. To tylko spece od wojny psychologicznej na Zachodzie chcieliby wmówić opinii publicznej, że przywódcy państw socjalistycznych rozwiązują swe problemy za pomocą politycznych mordów. (...) Gdyby rzeczywiście doszło do udanego zamachu na Papieża, prawdopodobnie powstałoby w Polsce zamieszanie, które trudno byłoby kontrolować. Na takiej destabilizacji w Polsce zależeć mogło wszakże nie krajom socjalistycznym, tylko CIA, która czyniła wszystko, by w Polsce doszło do skrajnego wrzenia i wymuszenia tą drogą zwycięstwa >Solidarności<". Tajemnicy Agcy nie rozwiązał upadek komunizmu w Europie. W latach 90. podejrzenia i spekulacje wciąż oscylują między Moskwą, Sofią, Stambułem, wywiadami różnych państw, mafią, a nawet masonerią. Kulisy zamachu nie są znane do dziś. Nie rozwiązana jest również zagadka porwania w 1983 r. 15-letniej Emanueli Orlandi, córki świeckiego pracownika Watykanu. Za życie dziewczynki porywacze zażądali uwolnienia Agcy. Później kontakt się urwał. Emanueli nigdy nie odnaleziono. * Rok temu, w 19. rocznicę zamachu, Jan Paweł II udał się do Fatimy. Modlił się przed figurą Matki Boskiej, w której koronie umieszczono pocisk znaleziony w papieskim samochodzie. Tam też nakazał ujawnienie "trzeciej tajemnicy fatimskiej" - proroctwa, które Matka Boska powierzyła przed 80 laty trójce portugalskich dzieci. Przez dziesiątki lat fatimski sekret był powodem niezliczonych spekulacji o końcu świata. Tymczasem przepowiednia mówiła o "biskupie w bieli, który upadnie po strzale z broni palnej". - Jego Świątobliwości wydało się jasne, iż to "macierzyńska ręka kierowała torem pocisku", pozwalając umierającemu Papieżowi zatrzymać się na progu śmierci - mówił w Fatimie watykański sekretarz stanu kard. Angelo Sodano. Dwie pierwsze tajemnice były znane od lat - przepowiadały światowe wojny oraz narodziny i upadek komunistycznego totalitaryzmu. Według jedynego żyjącego świadka objawień, siostry Łucji Dos Santos, "trzecia tajemnica" mogła zostać ujawniona po 1960 roku, jeśli papież uznałby to za słuszne. Jednak Jan XXIII po przeczytaniu koperty zawierającej przesłanie napisał na niej: "Papież widział dokument. Nie wyraża opinii co do jego treści". "My nie wyrażamy jej również" - powiedział następnie Paweł VI. Miesiąc po wizycie Papieża w Fatimie prezydent Włoch ułaskawił Agcę. Deportowano go do Turcji. Tam sąd skazał go za zabójstwo Ipekciego sprzed 21 lat na 36 lat więzienia. Na mocy amnestii z 1991 r. wyrok obniżono do lat siedmiu. Przed ekstradycją Agcy we Włoszech zamknięto już trzecie śledztwo w sprawie zamachu. Jego kulisy wciąż są niewyjaśnione. Korzystałem z książek: Claire Sterling, "Czas morderców"; André Frossard, "Rozmowy z Janem Pawłem II"; Eugeniusz Guz, "Strzały na placu Świętego Piotra" oraz z publikacji prasowych




Wadowice - miasto papieskie






Dzieje Wadowic sięgają wieku XIII. Pierwsza wzmianka o mieście pochodzi z 1327 roku, natomiast prawa miejskie Wadowice otrzymały w 1430 r. po wielkim pożarze, który strawił prawie całe miasteczko. Prawdopodobnie już wcześniej Wadowice posiadały prawa miejskie, ale nowe nadanie praw miejskich miało wspomóc miasto przy odbudowie. Jednak rozwój miasta uniemożliwiały pożary, wojny, epidemie. W tamtych czasach rozsławił miasto teolog i filozof Marcin Wadowita, profesor i dziekan Akademii Krakowskiej. W XVII wieku ufundował on szpital dla ubogich i wspierał wadowicką szkołę parafialną.

Rozwój miasta nastąpił gdy władze austriackie po I rozbiorze wybudowały drogę łączącą Wiedeń z Lwowem i Wadowice znalazły się na ważnym szlaku komunikacyjnym i rzeniesiono tu siedzibę cyrkułu (dużej jednostki administracyjnej), a później powiatu.

Ulokowano w Wadowicach koszary wojskowe, sąd, szpital i liczne urzędy. W mieście działały liczne organizacje i towarzyszenia kulturalne, społeczne i patriotyczne.

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Wadowice dalej pozostały miastem powiatowym i były prężnym ośrodkiem oświatowym i kulturalnym. W 1918 r. powstał 12 pułk piechoty, który bohatersko walczył z bolszewikami w latach 1919 - 1920 oraz w kampanii wrześniowej. Pułk w okresie międzywojennym odgrywał znaczącą rolę w życiu miasta.

Po klęsce wrześniowej w 1939r. Wadowice zostały przyłączone do Niemiec. Represje okupanta dotknęły przede wszystkim miejscowe elity - urzędników i nauczycieli. Niemiecka polityka eksterminacji doprowadziła do zagłady w obozach śmierci prawie całą (liczącą 2 tys. kobiet, mężczyzn i dzieci) społeczność żydowską miasta. Po zakończeniu II wojny światowej przyszły trudne lata odbudowy i totalitarne rządy lewicy.

Po wielkim przełomie 1989 roku Wadowice weszły w okres dynamicznych przemian i rozwoju. Od 10 lat są siedzibą prężnie działającego samorządu gminnego, a od 1999 są stolicą powiatu. Obecnie Wadowice są silnym ośrodkiem miejskim o niekwestionowanej pozycji.

Systematycznie rośnie ranga i znaczenie miasta, które w coraz większym stopniu wykorzystuje swoją historyczną szansę.

Wadowice, w których żyje i pracuje ponad 20 tys. ludzi, są silnym ośrodkiem administracyjno-finansowym oferującym nowe miejsca pracy szczególnie w przemyśle spożywczym.

Miasto jest także atrakcyjne dla turystów i pielgrzymów. Muzeum "Dom Rodzinny Ojca Świętego" odwiedza w ciągu roku ok. 200 tys. ludzi. Z Wadowic prowadzą też szlaki turystyczne na Leskowiec, jakże często wspominany przez Jana Pawła II, i w inne urocze zakątki Beskidu Małego. Również malownicze brzegi Skawy przyciągają swoim niepowtarzalnym pięknem.

Na mieszkańców i przyjezdnych czekają liczne restauracje, kawiarnie i cukiernie, w których można posmakować słynnych już na cały świat wadowickich kremówek. Odrestaurowany niedawno Park Miejski zaprasza na odpoczynek w cieniu dębów i dorodnych drzew iglastych. Zadbane alejki, nowy plac zabaw dla dzieci, fontanna, korty tenisowe, muszla koncertowa sprzyjają rekreacji i wypoczynkowi.

Wadowiczanie są dumni z papieskiego charakteru swojego miasta i jego związków z Janem Pawłem II. Niemal na każdym kroku można spotkać tu akcenty papieskie. Wyraża się to nie tylko w nazwach ulic, placów, ale także poprzez konkretne inicjatywy wynikające z nauczania wielkiego Rodaka.

Zdaniem burmistrza Wadowic Ewy Filipiak największą szansą miasta są jego mieszkańcy, którzy słyną z pracowitości i gospodarności.

Już stało się tradycją, że 18 maja, w rocznicę urodzin Karola Wojtyły, rozpoczynają się "Dni Wadowic". W roku 2000, roku jubileuszu 80-lecia Jana Pawła II, były one szczególnie okazałe. Ich punktem kulminacyjnym był wielki koncert urodzinowy zorganizowany przez wadowicki samorząd wspólnie z Telewizją Polską, w którym zaprezentowały się największe gwiazdy polskiej estrady. Bez wątpienia było to największe wydarzenie kulturalne roku.

Dokonania kulturalne nie ograniczają się tylko do organizacji święta miasta. W Wadowicach działa wiele instytucji zajmujących się kulturą. Obok domu Ojca Świętego funkcjonuje muzeum miejskie, Wadowicki Centrum Kultury oraz biblioteka. Dużą aktywnością wyróżniają się także wadowickie stowarzyszenia i związki twórców. Na szczególną uwagę zasługuje stowarzyszenie "Viktoria", które w piwnicach muzeum miejskiego przy ul. Kościelnej 4 prowadzi klub dla młodzieży i kawiarenkę internetową.

W mieście organizowane są imprezy sportowe i rekreacyjne o zasięgu ogólnopolskim, a nawet międzynarodowym. Każdego roku uczestniczą w nich tysiące miłośników sportu i ruchu na świeżym powietrzu. Od kilku lat miasto gości najlepszych europejskich kolarzy, uczestników Międzynarodowego Wyścigu "Solidarności" i Olimpijczyków.

Mało kto wie, że dumą mieszkańców całej gminy jest najlepsza w Polsce strażacka orkiestra dęta z Choczni, która od kilku lat zdobywa najwyższe trofea we wszelkiego typu festiwalach i przeglądach.

W 37-tysięcznej gminie Wadowice działa aż 19 klubów sportowych. Obok licznych sekcji piłki nożnej, sukcesy odnoszą także żeńskie i męskie drużyny piłki koszykowej, siatkowej oraz zawodnicy tenisa stołowego i karate.

Turystycznymi szlakami Beskidu Małego opiekują się członkowie miejscowego koła PTTK, które jest współorganizatorem Zlotu Szlakami Jana Pawła II. Do swoich dawnych tradycji nawiązuje, reaktywowane w 1990 roku Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół", organizator wielu zawodów sportowych i imprez o charakterze patriotycznym. W 2000 roku w ramach "Sokoła" premierą "Antygony" Sofoklesa rozpoczął swoją działalność młodieżowy teatr amatorski

Zdaniem władz miasta najważniejszym obecnie zadaniem jest utrzymanie wysokiego tempa rozwoju. Takie inwestycje jak obwodnica śródmiejska, nowe składowisko odpadów komunalnych, kryta pływalnia, szkoła na osiedlu Pod Skarpą czy renowacja zabytkowego centrum nie są dziełem przypadku. Jeżeli dołączyć do tego remonty ulic, chodników, dbałość o zieleń miejską to rysuje się całkiem interesujący obraz. Rozwój miasta nie byłby możliwy bez inwestycji i wielkich nakładów na infrastrukturę.

Jednak aby te wszystkie działania przyniosły spodziewany efekt, konieczna jest poprawa kondycji finansowej ogółu mieszkańców gminy. Dlatego tak ważny jest rozwój rodzimej przedsiębiorczości, handlu, a zwłaszcza usług.

Kraków - miasto papieskie







Kraków, miasto wojewódzkie położone w dolinie Wisły, na pograniczu trzech regionów: Bramy Krakowskiej, Kotliny Sandomierskiej i Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Powierzchnia miasta obejmuje 325 km kw., ok. 800 tys. mieszkańców.

Rozwój osadnictwa na obszarze dzisiejszego Krakowa sięga epoki paleolitu. Rozpoczął się ok. 50 tys. lat temu. Pierwszy dokument pisany, gdzie występuje nazwa miejscowa Krakowa, to relacja kupca z Hiszpanii, Ibrahima ibn Jakuba, datowana na 965.

W roku 1038 książę Kazimierz I Odnowiciel czyni Kraków swoją główną siedzibą. Szczególnego znaczenia nabiera wzgórze wawelskie, na którym zostają zbudowane; katedra, siedziba biskupstwa i rezydencja panującego. Po śmierci Bolesława III Krzywoustego w 1138 Kraków wyznaczony został na siedzibę księcia-seniora. Stołeczny charakter miasta utrwala się w następnych stuleciach. W XI, XII i na początku XIII w. powstały pod Wawelem kolejne osady a wraz z nimi murowane kościoły. Zabudowa Krakowa, w owym czasie rozrzucona i chaotyczna, uległa w 1241 splądrowaniu i spaleniu podczas najazdu Tatarów.

5 czerwca 1257 roku rozpoczął się wraz z aktem lokacyjnym księcia Bolesława V Wstydliwego nowy okres historii Krakowa, kończąc jego dzieje przedlokacyjne. Ustalony wówczas kształt urbanistyczny przetrwał do dzisiaj. W roku 1285 książę Leszek Czarny wzniósł mury obronne, których budowę kontynuowano w XIV w. a unowocześniono w XV w. Końcowym akordem było ukończenie w 1498 roku barbakanu przed Bramą Floriańską. Koronacja Władysława I Łokietka na króla Polski 1320 w katedrze na Wawelu jeszcze raz potwierdziła rangę Krakowa jako stolicy zjednoczonego Królestwa Polskiego.

Sztuka Krakowa zajmuje od wieków czołową pozycję wśród polskich zjawisk artystycznych, reprezentowanych w tym mieście zarówno przez zachowane architektoniczne zespoły zabytkowe i obiekty o dużej wartości, jak i stosunkowo bogate zbiory muzealne i kościelne, wśród których znajdują się wybitne dzieła sztuki o dużym znaczeniu dla kultury europejskiej (ołtarz W. Stwosza, kolekcja arrasów wawelskich, obrazy L. da Vinci i Rembrandta). Rozkwit sztuki w Krakowie uwarunkowany był uprzywilejowaną pozycją grodu, a następnie miasta jako ośrodka handlowego, siedziby księcia seniora i wreszcie stolicy rozległego państwa.

Dzisiaj Kraków jest Europejskim Miastem Kultury i polską wizytówką, odwiedzaną przez wielu znakomitych gości.