Z życia do Życia


Śmierć Jana Pawła II stanowi ostatni akord jego przesłania do Kościoła i świata, a także jest początkiem jego nowej obecności w tajemnicy świętych obcowania. Jednocześnie zaczyna się czas nowej próby takiego zrozumienia fenomenu tego okresu, który już minął, aby był nadal, jeszcze bardziej owocny. Od tego bowiem czy i jak pojmiemy papieskie orędzie zależeć będzie obraz Kościoła i świata bez Jana Pawła II.
Ten pontyfikat nie da się podsumować w sposób prosty i jednoznaczny. Ponad 26 lat posługi Kościołowi i światu realizowanej przez człowieka, o którym już pod koniec jego życia mówiono "Jan Paweł II Wielki", jest rzeczywistością zbyt trudną do precyzyjnego zdefiniowania. To był czas upowszechniania wartości podstawowych w rzeczywistości świata, której tak często daleko jest do tych najwyższych ideałów. I choć posługa papieska nierzadko była kontestowana, jako nienowoczesna i sprzeczna z obowiązującymi ideologiami oraz tak zwaną poprawnością polityczną, znamienną jest rzeczą, iż sama osoba Jana Pawła II budziła entuzjazm na różnych krańcach świata. Świadczyć to może o tym, że wyzwalał on tęsknotę za wartościami, z której sam człowiek nie zawsze zdawał sobie sprawę i ułatwiał odwagę wyrażania owych tęsknot. Świat za Jana Pawła II był co prawda często daleki od ducha Ewangelii, ale z uwagą słuchał go jako wyrazistego świadka tej samej Ewangelii. W centrum jego nauczania zawsze bowiem stał Jezus Chrystus, którego każdorazowy papież jest oficjalnym reprezentantem w świecie. I tylko On jeden w Kościele jest stale i niezmiennie obecny, choć zmieniają się papieże, biskupi i kapłani oraz lud wypełniający świątynie, a także realia doczesności. Tylko On nadaje sens i stanowi całkowite spełnienie posłannictwa Kościoła, a także objawia człowiekowi Boga i wywyższa samego człowieka. Pontyfikat Jana Pawła II przeszedł już do historii. Trzeba nam teraz szukać klucza do jego zasadniczej interpretacji, by nie zagubić się w gąszczu wydarzeń, dokumentów, okoliczności i nie utracić z oczu tego, co w tych minionych latach było najważniejsze i co przekracza granice papieskiej śmierci.
Jeśli prawdą jest, że Bóg daje czasem Kościołowi pasterzy na miarę trudnych czasów, w jakich mają oni pełnić swoją misję, to pontyfikat Jana Pawła II wydaje się wręcz doskonałym potwierdzeniem tej tezy. Zasadniczym wyzwaniem bowiem przed i w czasie trwania tego pontyfikatu było powszechne niemal nieliczenie się z człowiekiem jako osobą ludzką zasługującą, ze względu na jej wielką godność, na zagwarantowanie jej prymatu w ładzie społecznym. Kard. Karol Wojtyła wniósł na Stolicę Piotrową doświadczenia dwóch totalitaryzmów XX wieku, których sam doświadczył. Wniósł także intelektualną refleksję etyczną nad kondycją moralną osoby ludzkiej i związany z tym zasadniczy sprzeciw wobec poniżania godności ludzkiej oraz niedocenienia wyjątkowego miejsca człowieka w świecie zarówno przez marksistowski kolektywizm, jak i liberalny indywidualizm. Głosząc personalizm chrześcijański światu, w którym człowiek nie zawsze jest podmiotem życia publicznego Jan Paweł II stawał zatem w konsekwencji po stronie wszystkich tych, którzy za respektowaniem swych praw tęsknili, a nierzadko im potrzebę owej tęsknoty uświadamiał i to z wszystkimi – także politycznymi – tego konsekwencjami. Jan Paweł II stawał zatem przed możnymi tego świata jako obrońca człowieka i to zarówno wobec wszelkich struktur zewnętrznego zniewolenia politycznego, jak i wewnętrznego zniewolenia grzechem. Z takiej postawy wynikała jego ujawniana, zwłaszcza podczas podróży apostolskich aktywność skierowana przeciw wszelkim politycznym systemom totalitarnym, w tym przede wszystkim udział w obaleniu komunizmu, jak również troska o moralność życia indywidualnego i społecznego. Cała posługa Ojca Świętego była zatem wierną realizacją wołania z jego pierwszej, programowej encykliki przypominającego, że człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą wyznaczoną przez samego Chrystusa (Redemptor Hominis, 14). I choć oczywiście to nie Jan Paweł II był twórcą troski Kościoła o człowieka, był on niezwykle wyrazistym świadkiem owego przesłania, stojąc na straży godności każdej osoby ludzkiej w świecie nie respektującym tej godności.
Istota godności człowieka najpełniej może być zrozumiana tylko w nadprzyrodzonej perspektywie patrzenia na człowieka jako na dziecko Boże powołane do życia wiecznego. Jan Paweł II, świadek tej prawdy w świecie, który odszedłszy już od dramatycznego nieraz wadzenia się z Bogiem lansuje dziś raczej obojętną postawę życia tak, jakby tego Boga nie było, swoją gorliwością apostolską, nauczaniem, a ostatnio przeżywanym na oczach całego świata cierpieniem przypomniał, iż najpełniejszy sens życia ludzkiego daje człowiekowi tylko sam Bóg. Szacunek dla człowieka i promocja jego godności stały się więc dla Ojca Świętego nie tylko wyrazem troski o człowieka, ale także wyrazem hołdu składanego Stwórcy za jego najdoskonalsze dzieło stworzenia, jakim jest człowiek. Jan Paweł II wychował się, a następnie jako papież wszedł w świat pooświeceniowego racjonalizmu próbującego zastąpić prymat Bożej mądrości ludzkim tylko rozumem. Trudno więc się dziwić, iż wobec takich wyzwań i zgodnie ze swym powołaniem ukazywał światu Boga jako źródło Mądrości stojącej na straży prawdziwego dobra człowieka mającego ze względu na swą rozumność możliwość jej wolnego przyjęcia bądź odrzucenia. Przestrzegał równocześnie, że odrzucenie Boga będące wyrazem pychy człowieka zagraża przede wszystkim samemu człowiekowi, o czym świadczą doświadczenia najnowszych dziejów. Ideologia zła, zdaniem Papieża, realizuje się po prostu dlatego, że odrzucono Boga jako Stwórcę, a przez to jako źródło stanowienia o tym, co dobre a co złe (Pamięć i tożsamość, s. 20). Wielokrotnie podkreślał, iż godność i wielkość człowieka wyraża się przede wszystkim w odkrywaniu i dochodzeniu do Prawdy, której pełnia jest w Bogu i przestrzegał w związku z tym przed pokusą kreowania prawdy zamiast jej odkrywania, czyli tworzenia rozmaitych ideologii zachowujących zaledwie tylko iluzoryczne pozory prawdy. Przypominał też, iż chrześcijanin nie musi stawać wobec dylematu liberałów opowiadających się po stronie swoiście przez nich rozumianej wolności, a przeciw uniwersalnej Prawdzie, bo przesłaniem Ewangelii jest właśnie owa Prawda, której poznanie daje człowiekowi wolność (por. J 8, 32).
W konsekwencji Tym, który stanowił centrum misji Jana Pawła II był Jezus Chrystus, który najpełniej objawia Prawdę o Bogu i o człowieku oraz jeszcze bardziej podkreśla godność człowieka przez swój udział w naszej ludzkiej naturze. Ojciec Święty pisał na początku swego pontyfikatu w Redemptor hominis o Jezusie Chrystusie, który staje się jak gdyby na nowo obecny – wbrew wszystkim pozorom Jego nieobecności, wbrew wszystkim ograniczeniom instytucjonalnej obecności i działalności Kościoła – (...) staje się obecny mocą tej prawdy i miłości, która w Nim wyraziła się w jedynej i niepowtarzalnej pełni (RH 13). Kiedy pisał te słowa zamierzał zapewne być świadkiem tej prawdy, choć pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak wielka będzie rola jego samego w tym procesie obecności Zbawiciela pośrodku współczesnego świata. Przez cały pontyfikat, także w trudnych dniach śmierci i pogrzebu Papieża Chrystus istotnie stawał się dzięki niemu jakby na nowo obecny w życiu świata, który zachwyca się Janem Pawłem II, określa go mianem "Wielki", woła o ogłoszenie jego świętości. Czy jednak dostatecznie pyta o źródła tej wielkości, której nie da się wytłumaczyć tylko zdolnościami intelektualnymi, dyplomatycznymi czy aktorskimi zmarłego Ojca Świętego, ani też siłą instytucji, której był oficjalnym zwierzchnikiem i reprezentantem. Nie pojmie się istoty wielkości Jana Pawła II jeśli nie zrozumie się, że jej źródłem był sam Chrystus Zmartwychwstały, mądrość i siła Ojca Świętego oraz gwarancja skuteczności jego papieskiej posługi. Papież był mistykiem potrafiącym być blisko swego Mistrza, ale jednocześnie był uważnym obserwatorem świata, w którym przyszło mu pełnić papieską posługę. Taka wielkość wynikająca ze ścisłego związku człowieka ze Zbawicielem, z wszystkimi tego konsekwencjami, nazywa się w języku Kościoła świętością.
Bóg dał łaskę swojemu Kościołowi abyśmy nieuniknioną przecież kiedyś śmierć Jana Pawła II przeżyli w blasku owego anioła będącego jak błyskawica (Mt 28, 3), który zwiastował Zmartwychwstanie Pańskie pierwszym świadkom pustego grobu. W dniach, kiedy umierał Papież Kościół w swojej liturgii radował się właśnie z tego zwycięstwa Chrystusa – siły i mądrości każdego chrześcijanina – nad wszelkim złem, a więc z tego, co było najistotniejsze w całej posłudze Jana Pawła II, i co stanowi istotę jego orędzia ku przyszłości. On przecież wierzył, że śmierć nie jest końcem, i sam stojąc na progu Kaplicy Sykstyńskiej pisał w Tryptyku rzymskim: A przecież nie cały umieram. To, co we mnie niezniszczalne, trwa (...) teraz staje twarzą w twarz z Tym, który jest (s. 24). On to wiedział, i chciał, żebyśmy o tym pamiętali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz