piątek, 29 czerwca 2007

W pierwszą rocznicę śmierci






W pierwszą rocznicę śmierci - fizycznej nieobecności - Ojca Świętego Jana Pawła II szukam słowa, które by oddało najlepiej czas tego nowego doświadczenia, zwłaszcza dla nas, Jego rodaków. Chciałbym odnieść do tego szczególnego doświadczenia słowo, które może zabrzmieć paradoksalnie: obecność. Jan Paweł II został z nami, jest z nami i na różne sposoby doświadczamy Jego obecności.
Znamy wystarczająco dobrze katolicką naukę o świętych obcowaniu; wiemy, że istnieje stała, choć niewidzialna dla oczu, więź z Kościołem tryumfującym, Kościołem świętych w niebie. My, którzy jeszcze pielgrzymujemy na ziemi, bardzo potrzebujemy tej duchowej więzi ze świętymi, by lepiej rozpoznać prawdziwy kierunek naszego pielgrzymowania, by nie zagubić ostatecznego celu naszego życia. Ta głęboko teologiczna perspektywa, odwołująca się do świętych obcowania, jest istotnym wymiarem obecności Jana Pawła II pośród nas. I nie ulega wątpliwości, że jest jedną z najważniejszych, skoro tak szybko utrwaliło się w nas przekonanie - przez niektórych wypowiadane jeszcze za życia Papieża - że jest On święty i że jest przez to znakiem dla nas wszystkich.

Pozostał z nami
Nie jest to jednak dla nas perspektywa jedyna, choć bez wątpienia centralna - jeśli nie najważniejsza. Na postać, na osobę Jana Pawła II patrzyliśmy nie tylko z perspektywy wiary. Była - jest nadal - jakaś miłość, jakiś poryw serca, jakieś przekonanie, że strata takiego ojca jest jakby nie do końca prawdziwa, a więc jest sprawą, z którą trudno się do końca pogodzić. Polacy tyle razy wołali do Jana Pawła II: "Zostań z nami!"; myśleli wtedy o ziemskim pozostaniu na ziemi ojczystej. Może nawet nie zdawali sobie sprawy, że to wołanie już wtedy - za ziemskiego życia - urzeczywistniało się przez to, że serce i myśl Jana Pawła II, kiedy przebywał w Rzymie, były stale związane z polskimi wydarzeniami, także tymi społeczno-politycznymi i ekonomicznymi. Teraz to "Zostań z nami!" objawia się w zupełnie innym wymiarze. Rzeczywiście pozostał z nami; Jego duchowa obecność przemawia do nas równie skutecznie, a może niekiedy nawet skuteczniej, aniżeli wtedy kiedy był wśród nas jako Piotr naszych czasów.
Czyż nie należy dzisiaj odwrócić perspektywy, którą przyniosły jedne z ostatnich słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II przed odejściem do domu Ojca: "szukałem was, a wy przyszliście do mnie"? Dzisiaj to my Go szukamy, pragniemy na nowo doświadczyć Jego obecności, a On przychodzi do nas, jest naprawdę z nami. Szukanie jest jednym z najważniejszych znaków wiary i miłości. Człowiek szukający, także wtedy gdy jeszcze nie do końca odnalazł sens i cel swojego życia, jest już na drodze do wiary, zmierza - być może nie zdając sobie sprawy - do Chrystusa. Człowiek szukający drugiego człowieka nosi w sobie jakąś nie do końca spełnioną miłość. Może nawet żałuje, że nie umiał, rzadziej - nie chciał, wyrazić tej miłości za życia. Wobec osoby Jana Pawła II ta prawda wyraża się w przekonaniu, że wielu z nas nie miało może wystarczająco czasu, może odwagi, a może z racji zwyczajnego zajęcia się tysiącem drobnych, zapewne mało ważnych, spraw, by szerzej otworzyć serca i sumienia na Jego przesłanie, które wyrażał nie tylko słowem, ale i życiem. Przejmująca była i pozostanie na długo lekcja cierpienia i umierania w niezwykłym zawierzeniu wszystkiego Bogu i Matce Najświętszej. Teraz szukamy Go, bo w Jego obecności chcemy jakby na nowo wyrazić naszą miłość do Chrystusa i Kościoła. Nie wstydzimy się i tego, że chcemy na nowo wyrazić naszą miłość do naszego Ojca Świętego.
Szukanie Jana Pawła II, doświadczanie na nowo Jego - tak bardzo nam potrzebnej - obecności wyraża także naszą głęboką świadomość, Kogo utraciliśmy w ziemskim wymiarze życia. Dla tak wielu Polaków, zwłaszcza młodszych pokoleń, Jan Paweł II był jakby "od zawsze". Był to przecież jeden z najdłuższych pontyfikatów w dziejach Kościoła. Dla kilku pokoleń był tylko jeden Papież - Jan Paweł II. Ludzie starsi mieli okazję patrzeć na ten pontyfikat z perspektywy jeszcze Piusa XII, bł. Jana XXIII, Pawła VI i dramatycznie krótkiego pontyfikatu uśmiechniętego Jana Pawła I. Ale i z tej historycznej perspektywy potrafiliśmy rozpoznać wyjątkowość Jana Pawła II i to nie tylko dlatego, że był z rodu Polaków. Dzisiaj nasze przywiązanie oraz szczególne akcentowanie "naszego" Ojca Świętego w niczym nie przeszkadza nam w otwarciu się na pontyfikat i nauczanie Benedykta XVI. Zresztą zauważamy, z jaką atencją odnosi się do swojego Poprzednika, jak z miłością wypowiada się o Jego nauczaniu i jak często wprost do niego nawiązuje. Jestem głęboko przekonany, że objawi się to w specjalny sposób podczas pielgrzymki do Polski. Zobaczymy i usłyszymy wówczas wielkie słowa o wielkości Jana Pawła II i o aktualności Jego nauki, zwłaszcza tej skierowanej do Polaków. Taką mam nadzieję i wydaje się, że nie może być inaczej. Tak oto razem z Benedyktem XVI będzie obecny Jan Paweł II.
Ale - jak napisałem na początku - tej obecności doświadczamy już teraz. Pragnę mocno podkreślić, że obecność jest wyrazem miłości do kogoś, przy kim się jest i przy kim pragnie się być blisko; doświadczać wprost fizycznej obecności kogoś bliskiego. Wiedzą o tym dobrze ludzie chorzy, ludzie samotni, ludzie na różne sposoby pozbawieni bliskości kochających i kochanych osób. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak ważna jest nasza obecność przy tych, których kochamy. Jeśli już nie może być inaczej, ludzie, których kochamy, powinni przynajmniej doświadczyć naszej duchowej obecności, a jedną z najprostszych dróg jest zapewnienie o modlitwie i rzeczywista łączność, jaką modlitwa może stanowić.
W Janie Pawle II zbiegają się wszystkie te aspekty doświadczania obecności. Trwa nieustanna modlitwa, chyba coraz częściej nie tyle za Niego, co do Niego, do Jego pośrednictwa. W ten sposób potwierdza się tzw. sensus Ecclesiae, czyli "zmysł Kościoła", że Jan Paweł II jest rzeczywiście w domu Ojca, że należy do domowników Boga i że Jego miłość do Kościoła, a właściwie do każdego człowieka, nie tylko wierzącego, znalazła nowy wyraz, zapewne potężniejszy i skuteczniejszy niż w ziemskim posłannictwie.

Pokolenie Jana Pawła II
Jakże cudownie tę obecność swojego Orędownika przeżywają ci młodzi ludzie, których nazwano "pokoleniem Jana Pawła II", a którzy ze wszech miar na to miano zasługują, bo ich życie wyrasta z głębokiego przylgnięcia nie tylko do osoby, ale i do nauczania Jana Pawła II. Nie boją się wymagań, jakie im - młodym ludziom - stawiał Ojciec Święty, bo uwierzyli, że to On - mocą i na wzór samego Chrystusa - ma słowa życia wiecznego. Ludzi z tego pokolenia spotkamy w tych dniach wszędzie: na placu Świętego Piotra, pod sławnym oknem w Krakowie, w naszych kościołach, na różnych okolicznościowych koncertach, a także na placach, gdzie zapalane znicze i lampiony będą układały się w różne symbole wiary albo wskazywały duchową drogę, która biegnie wzdłuż ziemskiej drogi.
Akcentuję tak mocno doświadczenie obecności Jana Pawła II u młodego pokolenia, bo to ono ma pełniejszą szansę przenieść doświadczenie tej obecności w następne pokolenia. Polacy - wbrew uproszczonym, a niekiedy wprost nieżyczliwym opiniom i komentarzom - nie potrzebują kolejnego "historycznego mitu". Zresztą ani osoba, ani nauczanie Jana Pawła II nie poddają się takiej mitologizacji, bo całe dziedzictwo tego Papieża jest zbyt wymagające, nie poddaje się schematom, do których tak łatwo odwołują się ci, którzy poszukują mitu zamiast rzeczywistej, choć duchowej, obecności.
Polacy potrzebują tego doświadczenia obecności Jana Pawła II. Zresztą większość z nich tę obecność przeżywa, choć nie zawsze potrafi wyrazić to w słowach, w których próbuję opisać to doświadczenie. Pozwalam sobie w tym miejscu tylko na kilka syntetycznych odniesień do tego doświadczenia obecności Jana Pawła II.

Wstawia się i oręduje
Jest to najpierw obecność Ojca. Polacy bardzo potrzebują ojcowskiego spojrzenia i serca na drogach niepewności, które wyznacza nam teraźniejszość. "Wypaliły się" różne autorytety, tak mocno wyblakły polityczne elity, a i wśród duchownej hierarchii - niech mi będzie wolno z goryczą to wyznać - nie widać nikogo, kto potrafiłby sprostać wyzwaniu, by być "ojcem Narodu". A Jan Paweł II mówił niejeden raz do nas jak prawdziwy Ojciec, zatroskany o przyszłość Narodu. Nie daj Boże, byśmy się takiego ojcostwa wyrzekli, byśmy takie ojcostwo zlekceważyli!
Jest to obecność Nauczyciela. Nauczyciela niestrudzonego, niebojącego się wypowiadać także słów gorzkich, słów upomnienia i krytyki. Ale przekaz tego nauczania miał jeden fundamentalny cel: budzić nadzieję w pojedynczym człowieku i w całym Narodzie. Miał odwagę mówić o złu w naszym życiu, bo jednocześnie wskazywał Boże drogi zwycięstwa nad złem, a były to nade wszystko drogi Bożego Miłosierdzia. Mało kto ma dzisiaj odwagę, by tak mówić do Polaków. Niektórzy myślą, że Polakom trzeba się podlizywać i mówić to, co łechce ich uszy. Oby Polacy dostrzegali zawsze tę obecność niezmordowanego Nauczyciela, którego słowa - nawet te wypowiedziane na początku pontyfikatu - ciągle są aktualnymi drogowskazami w naszym pielgrzymowaniu przez doczesność.
Jest to obecność Pasterza. Pasterza, w którym miłość do Kościoła była tożsama z miłością do ludzi, którzy ten Kościół stanowią. Nie różnicował nas na "katolików lepszych" i na "katolików gorszych" (co się dzisiaj przydarza niektórym pasterzom). Uczył nas i wciąż pragnie uczyć prawdziwej miłości do Kościoła jak do jeszcze jednej Matki. Ten Pasterz jest dzisiaj z nami, byśmy nie zwątpili w Kościół, choć dostrzegamy błędy konkretnych ludzi Kościoła. Uczmy się od Niego miłości do Kościoła.
Jest to obecność Polaka. Tak właśnie - Polaka, choć dobrze zdaję sobie sprawę z uniwersalności Jego powołania, Jego misji w Kościele i świecie, choć dobrze wiem, jak Jego uniwersalne umiłowanie prawdy i dobra otwierało ludzkie umysły i serca na całym świecie, a przynajmniej rodziło respekt i szacunek (poza kilkoma wybrykami ludzkimi). A jednak Jan Paweł II ani przez moment nie przestał być we wszystkich wymiarach swego jestestwa Polakiem. I jako taki jest także teraz obecny wśród nas. Zapewne chce nam przypomnieć, byśmy się naszej polskości nie wyrzekli, byśmy nie pozwolili się z niej naśmiewać, byśmy pozbyli się wmawianych nam od dawna kompleksów, że polskość to coś gorszego. Przyjmijmy tę obecność pierwszego z rodu Polaków, aby na nowo doświadczyć naszej narodowej dumy. I nie bójmy się tej dumy, kiedy ludzie złej woli będą ją nazywać nacjonalizmem i szowinizmem.
Jest to obecność niezwykłego Sługi Maryi. Papieża "maryjnego", co stanowiło i stanowi dla większości z nas jeden z najważniejszych rysów pontyfikatu, a tylko dla nielicznych zbędne "przerysowanie" jednego z aspektów wiary katolickiej. Jan Paweł II jest z nami we wszystkich maryjnych sanktuariach, jest z nami w naszych maryjnych modlitwach, a nade wszystko jest z nami w naszych codziennych zawierzeniach Maryi i w naśladowaniu Jej drogi wiary i oddania wszystkiego Chrystusowi. Oby nasze polskie zawierzenie Matce Najświętszej wyrastało zawsze z pamiętnego "Totus Tuus"!
W końcu jest to obecność Świętego. Od tego rozpocząłem moje rozważania i na tym pragnę skończyć. Tu nie trzeba wielkich słów, tylko naszej wiary. To nie pierwszy i nie ostatni Orędownik Polaków w niebie. Ale to z pewnością jeden z najbliższych, najbardziej umiłowanych, najbardziej ze "swoich" świętych. Ta bliskość wiąże się także z tym, że tak niedawno (naprawdę niedawno) był jeszcze z nami, mówił do nas; także wtedy, gdy milczał, gdy już mówić nie mógł. Mówił doświadczeniem cierpienia, a jeszcze bardziej zawierzenia. I to, co tak naprawdę chciałem przez te słowa powiedzieć: mówi nadal, jest z nami, trzeba Go usłyszeć, trzeba otworzyć w sobie ten duchowy wymiar, który pozwala usłyszeć niesłyszalne i zobaczyć, co niewidzialne. Ona z nami jest. Jego obecność wypełnia ten czas. Niech tak pozostanie na długie lata...

Brak komentarzy: