piątek, 29 czerwca 2007

Swiadek i mistyk







Przed kilkoma laty, podczas nawiedzenia królewskiej Katedry na Wawelu i grobu św. Stanisława doszło do niezwykłego wydarzenia, które przeszło do historii telewizji jako pierwsza transmisja przekazu religijnego... bez słów.

Widzowie w Polsce, a następnie w kilkunastu krajach świata, mogli zobaczyć Papieża pogrążonego w modlitwie i medytującego tekst brewiarza przez blisko godzinę. W pustawym wnętrzu krakowskiej Katedry sporą grupę stanowili dziennikarze, którzy najpierw nadawali relacje i komentowali papieskie zachowanie, aby szybko zamilknąć i wszelkie, nawet najbardziej naturalne odruchy ograniczyć do minimum, tak by nie przeszkadzać w tej lekcji modlitwy i kontemplacji. Nazajutrz Ojciec Święty, odwiedzając Kalwarię Zebrzydowską, w podobnym skupieniu i ciszy modlił się przed obrazem Matki Bożej. Swoim rodakom i milionom wiernych na całym świecie pokazał, że prawdziwie wielkie czyny rodzą się z prostej, ale wytrwałej modlitwy, a każde nawet najwspanialsze przemówienie i homilia swe źródło ma w cichej, na pozór niemej modlitwie i rozmowie z Bogiem. Jan Paweł II coraz częściej staje się nie tylko wielkim misjonarzem, ale również symbolem prawdziwej modlitwy i medytacji w coraz bardziej rozkrzyczanym świecie.

Dzień zaczyna od medytacji

Jeden ze współpracowników Ojca Świętego czytając liczne teksty, które ukazały się przed ostatnią pielgrzymką, zauważył, że choć są one dobrze napisane i przekazują o Janie Pawle II szereg poważnych i prawdziwych informacji, ich autorzy pomijają jeden, za to podstawowy fakt: Papież to przede wszystkim człowiek modlitwy, a każdą wolną chwilę, jaka pojawia się pośród licznych obowiązków, Ojciec Święty niemal zawsze spędza w kaplicy. Każdy, kto choć raz uczestniczył w celebrowanej przez Papieża Eucharystii zauważa jego skupienie i absolutne wyłączenie oraz rysujący się na twarzy niezwykły spokój. Ale twarz Jana Pawła II to przede wszystkim twarz człowieka modlitwy. Każdy dzień zaczyna się od długiej medytacji: papieskie rozmyślanie nie jest przerywane nawet wtedy, kiedy prywatna kaplica zapełnia się domownikami i gośćmi. Potem, punktualnie o siódmej rano, rozpoczyna się Msza św., którą Jan Paweł II celebruje około godziny. Zamiast homilii wszyscy w milczeniu rozważają słowa Ewangelii. „Sam Papież wydaje się tak głęboko zamyślony, jakby był nieobecny" - wspomina swoje uczestnictwo w takiej Mszy Luigi Accattoli, znany włoski dziennikarz watykanista. „Jednak - dodaje - kiedy byłem na tej Mszy z żoną i naszą małą córeczką Matyldą, ta raz głośno zawołała mamę. Po Mszy św. Papież pozdrowił nas i pochwalił małą: »Przez cały czas była grzeczna, ale przez chwilę było ją słychać«. Okazuje się - podsumowuje swoje wspomnienia żurnalista, że Papież mimo głębokiej kontemplacji cały czas był z nami, wiedział, co się dzieje!". Papież bardzo często przerywa swoje obowiązki, aby choć na chwilę zajrzeć do swojej prywatnej kaplicy, na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego. Modlitwa jest tak normalną dla Ojca Świętego „pracą", że nikogo nie dziwi fakt przeznaczenia kilkunastu minut na osobistą rozmowę z Bogiem. Tradycyjne polskie nabożeństwa (majowe, Różaniec, Godzinki czy wieczorny Apel Jasnogórski) gromadzą także najbliższych współpracowników Głowy Kościoła oraz gości, zaskoczonych tym niezwykłym duszpasterzowaniem.

Totus Tuus

Zawierzenie Maryi jest kolejnym znakiem pontyfikatu Papieża Polaka, który wielokrotnie podkreśla swój osobisty, wręcz bardzo intymny, stosunek do Matki Boga i ludzi. Niezwykłym przykładem tego zawierzenia są słowa wypowiadane przez Ojca Świętego w sanktuariach maryjnych, licznie odwiedzanych w każdym kraju, do którego przybywa Jan Paweł II. Szczególnie wzruszająca i pełna osobistego przeżycia była pielgrzymka odbyta 13 maja 1982 roku do sanktuarium w Fatimie. Tam, rok po zamachu, Papież dziękował za uratowanie życia i powrót do zdrowia. Tam wiele lat później ujawnił szczegóły tajemnicy fatimskiej zapowiadającej cierpienia Kościoła i osobiste cierpienie, jakiego doświadczył podczas zamachu. Kiedy indziej Papież powiedział o tym najtragiczniejszym wydarzeniu w historii pontyfikatu wymowne słowa: „Czyjaś ręka strzelała, ale Inna Ręka prowadziła kulę". Ten maryjny rys pobożności Jana Pawła II stał się u Papieża czymś naturalnym i spontanicznym. Kiedy w 1977 roku wrócił po trudnej pielgrzymce do Libanu, a w perspektywie miał przygotowania do dwunastodniowej wizyty, jaką miał odbyć, podróżując po swojej Ojczyźnie, w dniu swoich 77. urodzin powiedział skromnie: „Proszę Najświętszą Pannę, aby wyjednała od Boga dar wierności dla mnie i dla całego Kościoła. Powtarzam dziś słowa: Totus Tuus". Te słowa Papież podkreśla w każdym miejscu, dlatego też obok innych słów wypowiedzianych na samym początku papieskiej posługi „Nie bójcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi" znak i zawołanie herbowe Jana Pawła II stało się swoistym symbolem i hasłem tego pontyfikatu.

Boży atleta i świadek nadziei

Papież nie lubi jubileuszy i rocznic, zwłaszcza tych, które odwołują się do wydarzeń z jego życia. Niemniej, kiedy wypadła 80. rocznica urodzin, Jan Paweł II dał się namówić swemu otoczeniu i uroczystą Mszę św. w dniu swych urodzin połączył z Jubileuszem Kapłanów. Kiedy 7 tysięcy prezbiterów przybyłych z całego świata zapełniło centralną część Placu św. Piotra, Papież - jak przystało na dobrego ojca - udzielił kilku prostych rad. Najważniejsza sprowadzała się do powtórzenia prośby, by kapłani stawali się bardziej świadkami Chrystusa we współczesnym świecie, a mniej nauczycielami, doradcami czy – nie daj Boże - urzędnikami. Życie Jana Pawła II w symboliczny sposób pokazuje, jak bycie „świadkiem" staje się prawdziwym apostolstwem czy też swoistym magnesem przyciągającym innych do Ewangelii. Symboliczna modlitwa w kaplicy św. Leonadra na Wawelu, kończąca złoty jubileusz kapłaństwa księdza, biskupa i papieża Wojtyły, dla niejednego księdza stała się wezwaniem do rachunku sumienia i refleksji nad własnym kapłańskim życiem. Nic więc dziwnego, że kolumbijski kardynał Dario Castrillon Hoyos, poproszony o refleksję nad kapłaństwem Jana Pawła II, powiedział krótko: „Czujemy się prowadzeni przez Męża Bożego, który zdobył sobie miłość i szacunek ponad wszelkimi podziałami i barierami. Bóg przygotował sobie »atletę«". Zaś amerykański filozof i publicysta George WeigI nazwał Jana Pawła II „świadkiem nadziei". Dodajmy, świadkiem idącym na przekór wielu tendencjom współczesnego świata. Niemniej, jak sam Papież napisał w jednej z adhortacji skierowanej do kapłanów, dzisiejszy świat potrzebuje świadków pokazujących na przykładzie własnego życia aktualność przesłania Dobrej Nowiny. Papież przypomina o tym w każdym słowie wygłaszanym podczas kolejnych wizyt duszpasterskich i spotkań w Watykanie, ale jeszcze dobitniej świadczy o tym każda chwila papieskiej modlitwy. Nie brakuje jej nie tylko w rozkładzie papieskiego dnia, ale nawet na kartach jego publikacji. Czyż takim przykładem nie są strofy poetyckie z traktatu „Tryptyk rzymski" lub Litania do Chrystusa Kapłana i Żertwy zapisana w książce „Dar i tajemnica". Papież uczy współczesnych chrześcijan, że modlitwa i kontemplacja to serce życia religijnego, bez którego cały organizm Kościoła nie może normalnie funkcjonować.


Rannking Stron o Janie Pawle II




Polska-Ojczyżna moja!







Z perspektywy ćwierćwiecza pontyfikatu i dziewięciu wizyt Jana Pawła II w Ojczyźnie, trudno dziś wskazać jednoznacznie, która z pielgrzymek miała największe znaczenie. Dziś nawet trudno jednoznacznie powiedzieć, które wizyty były pielgrzymkami, a które odwiedzinami w Ojczyźnie. Niemniej zawsze towarzyszyło im wielkie zainteresowanie mediów, wielomilionowa obecność wiernych i wreszcie wydarzenia nieplanowane, „papieskie niespodzianki".

Najtrudniejsze są zwykle pierwsze kroki. Podobnie było z papieskimi pielgrzymkami do Polski. W 1979 roku nikt nie wiedział, „jak to się robi". Papież przyjeżdżał do swego kraju, jakby z dłuższego pobytu poza jego granicami. Partyjne władze bardziej liczyły się z reakcjami Moskwy niż z wolą narodu, a i sami Polacy nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, jak wielką są siłą i ile mogą zdziałać, jeśli solidarność stanie się ich główną cnotą. Przez kolejne lata niemal na przemian Papieża witała Polska zapłakana od gazów łzawiących i łez radości płynących z faktu, że stajemy się coraz bardziej gospodarzami we własnym domu. Kiedy w 1989 r. przyszła wolność, a dwa lata później odwiedził nas Papież, ze zdziwieniem usłyszeliśmy, zamiast słów pochwał, kazania o naszych narodowych wadach. Jan Paweł II, jak dobry ojciec, raz pocieszał, innym razem karcił i pokazywał, w którym kierunku iść. Inna sprawa, że często podczas pielgrzymek słyszeliśmy tylko to, co chcieliśmy usłyszeć, a zamiast w kierunku wskazanym przez Papieża, podążaliśmy w przeciwną stronę.


1979: Bierzmowanie dziejów

Pierwsza pielgrzymka do Ojczyzny przez wielu uważana jest za najważniejszą, a jej znaczenie porównuje się do roli, jaką na początku historii naszej państwowości odegrał chrzest. Słowa wypowiedziane przez Papieża na placu noszącym wówczas nazwę placu Zwycięstwa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi" stały się symbolem narodowego bierzmowania i wezwania Polaków do odnowy i przemiany. Pielgrzymka zaczęła się w wigilię Zesłania Ducha Świętego, a wszystko, co potem się działo, było dla wielu Polaków i zagranicznych obserwatorów prawdziwym cudem. Polacy po raz pierwszy od wojny mogli zamanifestować swoją wiarę „na placach i ulicach" i choć państwowa wówczas telewizja dwoiła się i troiła, żeby nie pokazywać tłumów, wszyscy dobrze wiedzieli, że razem, solidarnie, możemy zmienić oblicze „tej ziemi". Co ciekawe, pielgrzymka była nie tylko przebudzeniem patriotycznego i religijnego ducha, ale zawierała szereg myśli rozwijanych intensywnie przez 25 lat pontyfikatu. Proroctwem można nazwać papieską refleksję o „duchowej jedności Europy, na którą składają się dwie tradycje: Zachodu i Wschodu", wypowiedziane w Gnieźnie, czy przekreślenie każdego totalitaryzmu podczas wizyty na terenie byłego obozu zagłady w Oświęcimiu-Brzezince. Przy tej okazji tysiące dziennikarzy i gości, mimo licznych utrudnień ze strony władz, zobaczyły inną Polskę. Nie minęło 14 miesięcy, a Polacy zobaczyli Inne oblicze swojej Ojczyzny. Dziś nikt nie kwestionuje znaczenia pierwszych odwiedzin w Polsce i proroczej roli, jaką Papież odegrał w przemianach społecznych, które miały nastąpić niebawem. Bez pielgrzymki do Polski w 1979 r. nie byłoby zapewne nie tylko Sierpnia'80, ale również przemian roku 1989 i kształtu Europy pod koniec XX stulecia.

1983: Ojczyzna zraniona

Znakomitą okazją do ponownych odwiedzin Polski miał być rok 1982. Częstochowa przygotowywała się do obchodów 600-lecia obecności ikony Czarnej Madonny, a w kraju trwał „karnawał Solidarności" -jak wydarzenia roku 1981 określił jeden z dziennikarzy. Powszechna radość z odzyskiwanej z każdym dniem wolności została jednak brutalnie przerwana wydarzeniami z 13 grudnia 1981 r. Mrok stanu wojennego zasłonił skutecznie przygotowania do drugiej wizyty w Ojczyźnie. Zresztą, co dziś może wydawać się ciekawe, zwolenników przyjazdu Papieża w pierwszym, najtrudniejszym i najbardziej rygorystycznym okresie stanu wojennego nie brakowało ani po stronie solidarnościowej, ani w ekipie Jaruzelskiego. Niektórzy internowani byli przekonani, że Papież nie tylko opowie się jednoznacznie po ich stronie i jeśli sam, osobiście, nie da sygnału do obalenia rządu generała, to przynajmniej odwiedzi obozy i więzienia. Z kolei niektórzy doradcy ekipy Jaruzelskiego liczyli naiwnie, że Papież pochwali ich za wybór „mniejszego zła". Decyzja Watykanu była jednoznaczna: pielgrzymka może się odbyć dopiero w 1983 r. Choć Papież już „na powitanie" wyraził swój negatywny stosunek do wprowadzenia stanu wojennego, to jednak przestrzegał, że „nie chodzi o zwycięstwo militarne, jak przed trzystu laty, ale o zwycięstwo natury moralnej". W Niepokalanowie przypomniał, że „miłość jest potężniejsza niż śmierć", a potem wielokrotnie apelował, aby „nie dać się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężać". Po raz pierwszy, oprócz Warszawy, Częstochowy i terenów rodzinnej archidiecezji krakowskiej, władze pozwoliły na wizytę w Poznaniu, Katowicach, we Wrocławiu i na Górze Świętej Anny na Opolszczyźnie.

1987: za was i o was

Trzecia pielgrzymka upływała w jednym z najsmutniejszych okresów walki o wolną Polskę. „Zgaszenie ducha" narodowego, trudności ekonomiczne i upór komunistów broniących swoich przywilejów pogłębiał wszechobecny kryzys, w jakim znajdował się kraj. Słabnąca pozycja władz i gotowość wykonania kilku gestów dobrej woli spowodowała, że na trasie pielgrzymki oprócz Warszawy, Krakowa i Częstochowy znalazły się także Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Łódź, Tarnów i skreślony w 1983 r., ze względu na bliskość radzieckiej granicy, Lublin. Już pierwszego dnia, podczas przemówienia na Zamku Królewskim w Warszawie, Papież pozbawił rządzącą ekipę złudzeń i - jak to potem żartobliwie określił w Gdańsku - mówił za nas i o nas. „Każdy z tych ludzi ma swoją osobową godność i ma prawa tej godności odpowiadające" - przypominał rządzącym wówczas Polską komunistom i wyjaśniał: „W imię tej godności słusznie wszyscy dążą do tego, aby być nie tylko przedmiotem nadrzędnego działania władzy i instytucji żyda państwowego, ale by być podmiotem. A być podmiotem, to znaczy uczestniczyć w stanowieniu o »pospolitej rzeczy« wszystkich Polaków". Rzeczywistość ostatnich, jak się potem okazało, lat systemu została przekreślona przez Papieża także podczas historycznej Mszy św. na gdańskiej Zaspie, gdzie Jan Paweł II nauczał o solidarności, mówiąc o jej znaczeniu już nie tylko w perspektywie Polski, ale całej Europy Środkowej. Zasadniczym przesłaniem kierowanym do Polaków był apel o odrodzenie rodziny „u progu nowych czasów".

1991: papieskie napomnienie

Przemiany roku 1989 i rozpad systemu wprowadziły narody Europy Środkowej i Wschodniej w stan euforii. Polacy w sposób szczególny oczekiwali słów uznania i pochwały za obalenie komunizmu i zniszczenie systemu. Tymczasem z ust Papieża po raz pierwszy i chyba ostatni płynęły nie tylko słowa pociechy, ale i krzyk wzburzenia i napomnień. Sytuacja, w jakiej odbywała się czwarta pielgrzymka do Ojczyzny była szczególna: w Polsce aż kipiało od ostrej dyskusji o kształt wywalczonej wolności, o rolę i miejsce Kościoła, o system wartości, na jakim mieliśmy budować państwo. Zamiast pochwał (czego spodziewała się część elit politycznych) i poparcia doraźnych rozwiązań, Papież, podejmując aktualność Dekalogu, napominał i przestrzegał rodaków przed zachłyśnięciem się bezgraniczną wolnością. W Kielcach wręcz krzyczał, domagając się prawa człowieka do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, w innych miastach przestrzegał duchownych przed łatwością i pozornym sukcesem w pracy duszpasterskiej oraz wzywał do odczytania znaków czasu. Po raz kolejny słowa Papieża okazały się prorocze, kiedy otwierając II Synod Plenarny, podpowiadał biskupom i księżom kierunek działania. „W poprzednim układzie Kościół stwarzał jakby przestrzeń, w której człowiek i naród mógł bronić jakby swoich praw (...) W tej chwili człowiek musi znaleźć w Kościele przestrzeń do obrony poniekąd przed samym sobą, przed złym użyciem wolności, przed zmarnowaniem wielkiej historycznej szansy" - mówił, a wolne media i część działaczy katolickich, kręcąc z niedowierzaniem głowami, mówiło: jak bardzo Papież nas już nie rozumie. Kolejne lata pokazały, że to my w dużej mierze nie zrozumieliśmy Papieża.

1995: czas próby sumień

W 1995 r. po raz pierwszy w historii wizyta w Polsce odbyła się przy okazji pielgrzymki do Czech, gdzie w położonym w pobliżu granicy Ołomuńcu Jan Paweł II kanonizował Jana Sarkandra. Kilkugodzinny pobyt na terenie diecezji bielsko-żywieckiej miał ukazać Polakom pilną potrzebę kształtowania sumienia. „Czas próby polskich sumień trwa (...) Polska woła o ludzi sumienia" - apelował Ojciec Święty ze wzgórza Kaplicówka w Skoczowie w czasie, kiedy kraj był pogrążony w sporym zamęcie i kryzysie „młodej demokracji". Szerokim echem odbiły się słowa o nietolerancji, jaką „odczuwają szczególnie boleśnie ludzie wierzący". Nie uszły uwagi słuchaczy papieskich homilii słowa o „spychaniu ludzi wierzących na margines życia społecznego" oraz o „ośmieszaniu i wyszydzaniu wszystkiego, co dla nich stanowi nieraz największą świętość".

1997: katecheza społeczna

Głównymi akcentami kolejnej pielgrzymki był 46. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny we Wrocławiu i obchody tysiąclecia śmierci św. Wojciecha. Choć Polakom najbardziej zapadnie w pamięć uroczysta Msza św. pod Wielką Krokwią i hołd górali, to jednak pielgrzymka miała bardzo wiele akcentów międzynarodowych i uniwersalnych. Wymowa Kongresu Eucharystycznego, którego hasłem były słowa: „Chrystus wczoraj, dziś i na wieki", gromadzącego licznie przybyłych przedstawicieli innych krajów, nadawała papieskim odwiedzinom dodatkowego wymiaru. Postać św. Wojciecha i spotkanie w Gnieźnie, w którym uczestniczyli prezydenci siedmiu państw, oraz kanonizacja na krakowskich Błoniach św. Jadwigi Królowej ukazały Kościołowi w Polsce, z jakimi wartościami i tradycjami musi odnaleźć swoje miejsce w nowej Europie. Papież otwarcie i wyraźnie przekonywał w Krakowie, że „Kościół w Polsce może ofiarować jednoczącej się Europie swoje przywiązanie do wiary, natchniony religijnością obyczaj, duszpasterski wysiłek biskupów i kapłanów i wszystko to, dzięki czemu Europa może stanowić organizm pulsujący nie tylko wysokim poziomem ekonomicznym, ale także głębią żyda duchowego".

1999: pielgrzymka rekordów i niespodzianek

Ostatnie w XX stuleciu odwiedziny Polski przez Papieża pod każdym względem były zaskakujące i rekordowe. Jest to najdłuższa ze wszystkich dotychczasowych zagranicznych pielgrzymek wizyta w jednym kraju. W ciągu 12 dni Ojciec Święty zdążył odwiedzić 22 miasta! Podejmując temat Ośmiu Błogosławieństw, przygotowywał Polskę od Bałtyku po „gór szczyty" na czas Wielkiego Jubileuszu Zbawienia. Odwiedzał diecezje, w których jeszcze nie był. Do historii przeszła wizyta w Sejmie, gdzie Jan Paweł II wygłosił jedno z najważniejszych swoich przemówień. Podkreślając rolę, jaką Kościół odegrał w przezwyciężaniu systemu totalitarnego i budowaniu demokracji, opartej na mocnych zasadach etycznych, ostrzegał przed ideologizowaniem demokracji i wolnego rynku oraz pozbawieniem polityki zasad moralnych. Do historii pielgrzymka z 1999 roku przejdzie także ze względu na niezwykłe, ale i dramatyczne wydarzenia: ponad 2 miliona wiernych zamarło z wrażenia, kiedy na krakowskich Błoniach obwieszczono, że ze względu na zły stan zdrowia Papież nie może przybyć i odprawić Mszy św. Były też chwile zaskakujące oryginalnością: w Bydgoszczy i Elblągu Papież poza homiliami wspominał swoje kajakarskie wyprawy. W Starym Sączu uczył, jak wędrować po Beskidach „jego szlakiem", ale rekord spontaniczności padł w Wadowicach, dzięki czemu najbardziej znanym na świecie ciastkiem jest od tamtego wieczoru kremówka. Niepowtarzalny charakter miała także wizyta u państwa Milewskich, w rodzinie prostych rolników podczas pobytu nad Wigrami. Ciekawą rzeczą jest i to, że po 20 latach w Warszawie, w tym samym miejscu Papież powtórzył słowa o potrzebie „zstąpienia Ducha Świętego i odnowienia oblicza ziemi".

2002: w rodzinnym Krakowie

W 1999 roku mieszkańcom Krakowa (a pewnie i licznym rzeszom pielgrzymów z południa Polski) nie dane było spotkać się z Ojcem Świętym. Niektórzy już wówczas snuli plany, że Papież swojego Krakowa nie zostawi „bez osobistego słowa". Zamysł ten ziścił się przed rokiem, kiedy Jan Paweł II przybył do Krakowa, aby osobiście poświęcić nowo wybudowaną bazylikę Bożego Miłosierdzia i przekazać z tego miejsca całemu Kościołowi i światu, że , Bóg jest bogaty w miłosierdzie". Uroczystość w sanktuarium zgromadziła tysiące czcicieli Jezusa Miłosiernego, ale blisko 3 mln wiernych, którzy zgromadzili się na Błoniach i ulicach Krakowa oraz ponad 10 mln Polaków śledzących każdy krok Jana Pawła przed telewizorami (a relacje z pielgrzymki i transmisje nadawały zarówno stacje publiczne, jak i prywatne) świadczyły o tym, że każde spotkanie z Ojcem Świętym jest nam potrzebne. Chyba nie tylko nam. Czy inaczej można odbiera wypowiedziane na lotnisku w Balicach słowa: „żal odjeżdżać!".

Na zawsze młodzieży.







Czy wypada, aby Następca świętego Piotra kręcił młynka laską, jak Charlie Chaplin w swych filmach? Albo żeby długo w noc tkwił w oknie i śpiewał, rozmawiał, żartował ze stojącymi na ulicy tłumami? Jan Paweł II wielokrotnie to robił. Tak wpływa na niego obecność młodzieży.


Gwiazdor czy autorytet?

Nawet wtedy, gdy Ojciec Święty jest bardzo zmęczony, gdy bardzo cierpi, jego twarz rozjaśnia się w obecności młodych ludzi, a ruchy stają się żwawsze. Nie ma wątpliwości, że przez cały pontyfikat młodzież jest środowiskiem, w którym Jan Paweł II czuje się najlepiej. Symbolem, z którym przede wszystkim kojarzone są relacje Papież-młodzi, są odbywające się od kilkunastu lat Światowe Dni Młodzieży. Jednak, zdaniem jego biografów, niezwykłe porozumienie Ojca Świętego z młodymi zaczęło się znacznie wcześniej - w fazie pontyfikatu kojarzonej ze sformułowaniem „Jan Paweł II Super-star". Dla niezbyt przychylnych nowemu Następcy świętego Piotra mass mediów prawdziwym szokiem było - jak opowiada George Weigel - „okraszone pełnymi podniecenia i entuzjazmu okrzykami spotkanie" w Madison Square Garden w październiku 1979 roku. Źródeł zaskakującego zjawiska, jakim są znakomite relacje Papieża z młodymi całego świata, trzeba szukać znacznie wcześniej - w pierwszych latach jego pracy kapłańskiej. W krakowskiej parafii św. Floriana nie tylko katechizował starsze klasy licealne i prowadził duszpasterstwo wśród studentów. Wygłaszał co czwartek konferencje dotyczące tak podstawowych zagadnień, jak istnienie Boga i duchowość duszy ludzkiej, organizował dyskusje, odwiedzał akademiki i stancje, chodził ze studentami do kina, teatru, grał z nimi w szachy i... chodził w góry. Również później, jako naukowiec i biskup nieustannie szukał towarzystwa młodych. Ku zaskoczeniu obserwatorów porozumienie Jana Pawła II z młodzieżą okazało się czymś innym niż niepohamowanym uwielbieniem, jakim otacza się sławnych ludzi, często obecnych w środkach przekazu. W miarę trwania pontyfikatu coraz wyraźniej było widać, że Papież Polak jest dla młodzieży kimś znacznie więcej niż gwiazdorem w białej sutannie. Przeprowadzane w wielu krajach sondaże dowodzą, że Papież jest wymieniany przez młodych całego świata wśród uznawanych przez nich autorytetów.

Przyjęte zaproszenie

Był rok 1984. Jubileuszowy Rok Odkupienia. W Niedzielę Palmową, w czasie spotkania z młodzieżą, Jan Paweł II ogłosił, że za rok zaprasza do Rzymu ich rówieśników z całego świata. Z zaproszenia skorzystało około 250 tysięcy młodych. Właśnie trwał ogłoszony przez ONZ Międzynarodowy Rok Młodzieży. 31 marca 1985 roku Jan Paweł II ogłosił dokument, nazywany czasem „encykliką o i do młodzieży". Dzisiaj „List Apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II do młodych całego świata z okazji Międzynarodowego Roku Młodych", zaczynający się od słów: „Abyście zdali sprawę z nadziei, która jest w was", uważany jest za pierwsze orędzie na Światowe Dni Młodzieży Spotkanie w roku 1985 wcale nie nazywało się Światowym Dniem Młodzieży. Dopiero później zaczęto je za taki Dzień uważać, chociaż zgodnie z obowiązującą numeracją pierwszy Światowy Dzień Młodzieży miał miejsce w rocznicę rzymskiego spotkania - w 1986 roku - i odbywał się w diecezjach. Idea Światowych Dni Młodzieży, według Jana Pawła II, zrodziła się wśród jego młodych przyjaciół z tak zwanego Środowiska i wypływała z ich zainteresowania osobistą i zawodową dynamiką wieku młodzieńczego oraz wczesnej dorosłości. Ale inicjatywa leżała po stronie Papieża. Pierwsze pielgrzymki, zarówno po Włoszech, jak i zagraniczne, przyniosły mu pewność, że pasterska strategia „towarzyszenia" młodym, którą realizował jako młody ksiądz, sprawdzi się także na Stolicy Piętrowej. Jednym z dowodów, że młodzież potrzebuje Boga, Kościoła, było wielkie zainteresowanie młodych pierwszą papieską pielgrzymką do Francji w roku 1980. Młodych Francuzów określano jako „głuchych na chrześcijaństwo". Spotkanie w Parć des Princes pokazało, że to nieprawda. O słuszności obranej drogi przekonywały kolejne spotkania. Przed Światowym Dniem Młodzieży w Denver w USA niektórzy biskupi amerykańscy ostrzegali, że wydarzenie może wzbudzić niewielkie zainteresowanie. Ich zdaniem kultura, muzyka, styl życia młodych Amerykanów lat dziewięćdziesiątych, problemy z narkomanią i fascynacja seksem dowodziły, że Jan Paweł II nie będzie miał im nic do zaproponowania i zostanie zlekceważony. Ich zdaniem „duszpasterstwo młodzieży" być może sprawdza się w Europie, w Ameryce Południowej, ale na pewno nie w Ameryce Północnej, bo „Ameryka jest inna". Pomylili się. Jan Paweł II wygłosił długie, pełne trudnych treści przemówienie. W pewnym momencie zwrócił się do słuchaczy z przeprosinami, za zbyt długą mowę. Tysiące młodych odpowiedziało, że ich zdaniem Papież nie mówił za długo. Chcieli go słuchać.

Zero kokieterii

Miłość i zrozumienie, jakie młodzi całego świata okazują Janowi Pawłowi II, są dla wielu obserwatorów tym bardziej niezrozumiałe, że Papież idzie pod prąd ogólnoświatowych tendencji. Nie proponuje życia lekkiego, łatwego i przyjemnego. Wręcz przeciwnie. Zdaniem zajmującego się od lat w Polsce duszpasterstwem młodzieży ojca Jana Góry OP, współczesna młodzież jest „chora na demokrację. Więcej, na chorobę sierocą wynikającą z demokracji. Demokracja bowiem zna jedynie kumpli i kolesiów. Są to relacje liniowe". Tymczasem - zdaniem organizatora cieszących się wielką frekwencją spotkań młodzieży na Lednicy - człowiek potrzebuje relacji pionowych, dlatego niejako podskórnie szuka autorytetu, „l właśnie Ojciec Święty jest człowiekiem autorytetu. Stąd młodzi podświadomie lgną do niego. Papież ich nie kokietuje, ale stawia wymagania. Papież traktuje ich poważnie. Doskonałym przykładem może być to, co uczynił nad Lednicą, powierzając młodzieży odpowiedzialność za obecność Chrystusa we współczesnym świecie. To jest zdarzenie bez precedensu" - twierdzi o. J. Góra. Współczesna kultura materialistyczno-konsumpcyjna jest zagrożeniem dla młodego człowieka, którego wychowuje do egoizmu i ciągłej chęci posiadania. Dlatego tak ważne są apele Papieża, który wskazuje wybory oparte na zasadzie prawdy i wolności - uważa ks. dr Janusz Mastalski z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Nauka Jana Pawła II jest przeniknięta postawą otwarcia się na drugich, wyzbycia się egoizmu. Papież wzywa młodych do odwagi w pójściu za tym głosem słowami: „... do Was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji - zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu". „To właśnie w młodych Jan Paweł II widzi ludzi głęboko wrażliwych na niesprawiedliwość i krzywdę, która często rodzi się z działania ludzkiego, skierowanego przeciw człowiekowi. Pomimo trudności Papież mówi, iż młodym potrzebna jest siła. Duchowa moc jest potrzebna, gdyż »... budowanie cywilizacji miłości wymaga wyraźnej i wytrwałej gotowości do poświęceń, pragnienia, by otworzyć nowe drogi społecznego współżycia, przezwyciężając podziały i przeciwstawne sobie formy materializmu«". Podobno przed laty biskup Karol Wojtyła doradzał ks. Adamowi Bonieckiemu, prowadzącemu duszpasterstwo akademickie, aby stawiał studentom bardzo trudne wymagania, niemal ponad siły, ponieważ to ich mobilizuje. Papież Jan Paweł II również kieruje się tą zasadą. Podczas XV Światowych Dni Młodzieży w Rzymie mówił jasno i wyraźnie: „Czy trudno jest wierzyć w takim świecie? Czy trudno jest wierzyć w roku dwutysięcznym? Tak! Jest trudno. Nie należy tego ukrywać. Jest to trudne, ale z pomocą łaski jest to możliwe, tak jak Jezus wyjaśnił Piotrowi: »Ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie«. Tego wieczoru przekażę wam Ewangelię. Jest to dar, który Papież zostawia wam tej niezapomnianej nocy. Słowo zawarte w Ewangelii jest słowem Jezusa. Jeśli będziecie słuchać go w milczeniu, w modlitwie, korzystając z mądrej rady waszych księży i wychowawców, pomagającej wam zrozumieć to słowo dla waszego życia - wtedy spotkacie się z Chrystusem i pójdziecie za Nim, angażując dzień po dniu swoje życie dla Niego! Rzeczywiście szukacie właśnie Jezusa, kiedy marzycie o szczęściu". Jan Paweł II nieustannie podkreśla, że właśnie Jezus Chrystus jest odpowiedzią na wszystkie trudne pytania stawiane przez ludzi młodych. Zapewnia ich: „Mówiąc »tak« Chrystusowi, mówicie »tak« wszystkim swoim najszlachetniejszym ideałom".

Kwestia zaufania

Coraz częściej w swych rozmowach z młodzieżą Jan Paweł II podkreśla swój wiek. Mówi, że jest stary i zmęczony. Oni jednak odpowiadają: Jesteś młody! Jesteś młody'", l wołają na całym świecie: „Zostań z nami!". Papież zdobywa młodych m.in. swoją otwartością, autentycznością, szczerością. Nikogo przed nimi nie udaje. Nie czyni żadnych uników. W roku 1980 we Francji odpowiadał na 21 pytań, jakie zadała mu młodzież, m. in. o to, kim dla Papieża jest Chrystus, jak się modli, co sądzi o możliwości wybuchu wojny światowej. Ojciec Święty nie uchylał się od żadnej odpowiedzi, rozmowa była długa i wyczerpująca. Na koniec, o północy, młodzież wraz z duchowieństwem odśpiewała wspólnie, trzymając się za ręce, „Ojcze nasz". Młodzi ludzie na całym świecie ufają Papieżowi. Nie jest to zaufanie jednostronne. Jan Paweł II obdarza młodzież ogromnym zaufaniem. Mówił o tym wielokrotnie. W czasie spotkań z młodymi, które mają miejsce nie tylko w ramach Światowych Dni Młodzieży, ale stanowią nieodzowny punkt niemal wszystkich papieskich pielgrzymek, mówi o nich i do nich z wielką miłością. Nie dołączył nigdy do modnego narzekania na młodzież. Pokazuje światu, że młodzi to ludzie naprawdę wartościowi. To oni są przyszłością świata. To oni są przyszłością Kościoła. Chrystus, Kościół i Papież pokładają w nich nadzieję. „Wiecie o tym, drodzy przyjaciele, że Papież spogląda na was z ufnością i nadzieją, i ponawia wobec was wezwanie, abyście byli porannymi strażami, ludem błogosławieństw, jak was określiłem podczas niedawnych Światowych Dni Młodzieży" - mówił Jan Paweł II 8 czerwca br. w Rijece podczas pielgrzymki do Chorwacji. Z papieskiego zaufania wynika powoływanie młodych do odpowiedzialności. Papież w ich ręce składa losy świata. I jest przekonany, że się nie zawiedzie.


Był prawie wszędzie.








Sto pielgrzymek Jana Pawła II pozostanie niezwykłym rekordem w każdym wymiarze, ale Papież podróżuje po świecie, pokazując wielką różnorodność Kościoła i czyniąc ze swej posługi niejako „żywy atlas" historii ostatniego ćwierćwiecza minionego stulecia, które przemieniło świat. Wędrując z Janem Pawłem II szlakiem jego duszpasterskich wizyt, ujrzymy, jak bardzo zmienił się świat, w którym żyjemy.

Polska, Ojczyzna moja!

Bezsprzecznie Polska jest najważniejszym miejscem na mapie papieskiego pielgrzymowania. Ojciec Święty swój rodzinny kraj odwiedzał dziewięć razy, choć oficjalne statystyki mówią o 8 pielgrzymkach do Ojczyzny. Kiedy przybył tu pierwszy raz w czerwcu 1979 r., pozwolił Polakom spotkać się i „policzyć". Dzięki temu, już w następnym roku rodacy postanowili dokonać rzeczy niemożliwej - wypowiedzieć posłuszeństwo komunistycznym władzom, a na bramie stoczni gdańskiej wśród kwiatów pojawił się portret duchowego przywódcy sierpniowego protestu - uśmiechniętego Jana Pawła II. Potem, w trudnych latach 80., Papież wielokrotnie „mówił o nas i za nas", podtrzymując nie tylko wiarę, ale i narodowego ducha. Kiedy wszystkim wydawało się, że o odzyskaniu wolności będzie nas chwalił, rodacy Papieża usłyszeli twarde słowa przypomnienia fundamentu każdego życia - Dekalogu i zasad moralnych, bez których nie można budować przyszłości. Pielgrzymki ostatniej dekady XX wieku stawały się dla Polaków swoistymi rekolekcjami i narodowym świętem, były też doskonałą okazją do pokazania Polski i zachodzących w niej zmian całemu światu, ale za każdym razem zostawały w naszych uszach i sercach wyraźne wskazania, jak żyć i ku czemu dążyć. Niemniej, choć Polska to umiłowany i dla Ojca Świętego szczególny kraj, to jednak całość pielgrzymowania Papieża Polaka pokazuje, że jesteśmy jedynie fragmentem wielkiej mozaiki Kościoła powszechnego i całego chrześcijańskiego świata.

Na drodze do jedności



Trudno wskazać, który z momentów papieskich pielgrzymek może uchodzić za przełomowy w kontaktach z chrześcijanami innych wyznań. Niemal każda podróż apostolska ma w swoim programie ekumeniczny akcent. Czasem jest to fragment papieskiego przemówienia, a najczęściej spotkanie z hierarchami innych wyznań danego kraju. Jednak jednym z najważniejszych historycznie wydarzeń stały się odwiedziny w krajach, gdzie Kościoły protestanckie mają za sobą nie tylko długą historię i tradycję, ale i dziś stanowią większość miejscowych społeczeństw. Na uwagę zasługuje pierwsza wizyta w Wielkiej Brytanii, podczas której Biskup Rzymu modlił się z Arcybiskupem Canterbury, czyniąc z gestu przekazania znaku pokoju symbol pojednania między obu wyznaniami. Słowa, jakie wówczas popłynęły w świat, zwiastowały rychły postęp w dialogu między oboma Kościołami, rzeczywistość pokazała jednak, że droga do jedności jest wciąż trudna i odległa. Po Anglii przyszła kolej na drugi kraj o wielkiej tradycji wspólnot protestanckich. Akcenty ekumeniczne i spotkania, zarówno z luterańskimi, jak i ewangelickimi duchownymi, towarzyszyły niemal każdej z trzech wizyt w Niemczech. Kontakty z protestantami zdominowały wielką pielgrzymkę Papieża po Skandynawii w czerwcu 1989 r., kiedy Jan Paweł II, odwiedzając cztery kraje skandynawskie, przez 10 dni spotykał się z przedstawicielami Kościołów reformowanych, przełamując początkową obojętność, a czasem historyczną niechęć do biskupa Rzymu. Inny wymiar mają papieskie gesty wobec prawosławia, ale też kontekst ich pojawienia się zasługuje na osobne omówienie.

Daleka droga do Moskwy

Kiedy po raz pierwszy Papież przekroczył w 1979 r. Granice komunizmu, mało kto się spodziewał, że za kilkanaście lat największy problem z odwiedzinami wiernych w krajach wschodniej Europy nie będzie miał swego źródła w niechęci władz, ale w ostrym sprzeciwie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Mimo licznych gestów i wielkiego pragnienia Ojca Świętego odwiedzenia katolików mieszkających w Rosji, Patriarchat Moskiewski utrudniał każdy niemal krok zbliżający Jana Pawła II do granic uznawanych przez prawosławnych za „kanoniczne" tereny prawosławia. Przełomowym okazał się 7 maja 1999 r., kiedy samolot z Janem Pawłem II wylądował na bukareszteńskim lotnisku w stolicy jednego z największych prawosławnych krajów Europy - Rumunii. Kolejne dni i pełne serdeczności spotkania z głową rumuńskiego Kościoła pokazały, że w bezpośrednim kontakcie milkną spory i napięcia. Sukces, jakim okazała się wizyta w Rumunii, ośmielił inne Kościoły prawosławne: jeszcze tego samego roku Papież odwiedził Gruzję, a nie minęły dwa lata, jak Jan Paweł II stanął najpierw na ukraińskiej ziemi, odwiedzając Kijów i Lwów, a potem złożył wizytę w byłych sowieckich republikach: Kazachstanie i Armenii. Oprócz papieskiego przesłania kierowanego do miejscowych katolików i wszystkich ludzi dobrej woli, licznie podróżujący z Papieżem dziennikarze zauważali jeszcze tylko irracjonalną nieobecność przedstawicieli podległego Moskwie prawosławia. Ubiegłoroczna wizyta w Bułgarii i pełne szacunku wspólne deklaracje Papieża i hierarchów prawosławnych o konieczności dialogu i pojednania być może są zapowiedzią dnia, kiedy papieski samolot dotknie rosyjskiej ziemi.

Pokój zamiast wojny

Papież często o sobie mówi, ze jest „Pielgrzymem pokoju". To określenie nabiera szczególnego znaczenia w kontekście zaangażowania Ojca Świętego w działanie na rzecz pokoju. Niemal każda z papieskich wizyt w instytucjach międzynarodowych (ONZ, FAO czy UNESCO) zawierała apel o przestrzeganie podstawowych praw człowieka i nawoływała do pokojowych rozstrzygnięć istniejących na świecie konfliktów. To bezkompromisowe opowiadanie się za pokojem ma źródło w życiowym doświadczeniu i osobistych przeżyciach Karola Wojtyły, niemniej w świecie polityki jest też przykładem wielkiej troski o każdego człowieka. Mało, kto dziś pamięta wojnę o położone na przysłowiowym końcu świata małe wyspy Falklandy, która rozegrała się na początku lat 80. Między Wielką Brytanią i Argentyną. Kiedy nie pomogły papieskie apele i działania dyplomatyczne, a oba zwaśnione narody zerwały wszelkie kontakty, z misją pojednania poleciał sam Papież. Najpierw odwiedził Wielką Brytanię (28 maja-2 czerwca 1982), a po tygodniu udał się do Argentyny. Szczególnie ciężko przeżywał Ojciec Święty dramat wojny i konfliktu zbrojnego na Bałkanach. Kiedy nie pomagały apele i słowo głoszone z Placu św. Piotra, Jan Paweł II osobiście zadecydował o wizycie, jaka miała się odbyć we wrześniu 1994 roku w Sarajewie. Jednak podróż do oblężonego miasta nie odbyła się i jak dotąd jest jedyną zaplanowaną i ogłoszoną wizytą, która nie doszła do skutku. Zadecydowały względy bezpieczeństwa i wyraźny sygnał sił rozjemczych, że nie są w stanie zagwarantować Ojcu Świętemu bezpieczeństwa, ponieważ stolica Bośni i Hercegowiny była wówczas jeszcze pod ostrzałem oblegających ją sił serbskich. Na wizytę Papieża w Sarajewie mieszkańcy miasta musieli czekać do kwietnia 1997 roku. „Wojenne" echa pobrzmiewały zresztą także w czasie wizyty w Kazachstanie i Armenii, która odbywała się w przededniu amerykańskiej interwencji w Afganistanie i tylko wyraźne stanowisko dowództwa US Army przekonywało, że we wrześniu 2001 r. do konfliktu jednak nie dojdzie.

Człowiek, który obala mury

Wybór Papieża z Polski musiał wywołać uzasadnione przerażenie wśród komunistycznych władców Europy Środkowej. Jan Paweł II jak nikt wcześniej doskonale znał system komunistyczny i wiedział, jak bardzo jest wrogi wobec Kościoła. Jednak zamiast otwartej konfrontacji na linii politycznej, Papież zaczął podważać jego funkcjonowanie, przypominając ludziom o ich chrześcijańskich korzeniach. Spotykał się z komunistycznymi dyktatorami, wysłuchiwał ich przechwałek o „zdobyczach socjalizmu i sprawiedliwości społecznej", a potem przypominał podstawowe prawdy o wolności każdego człowieka i jego godności. Tak jak wręcz nieprawdopodobnie brzmiały one na początku pontyfikatu w Polsce, z podobnym niedowierzaniem były przyjmowane na Kubie w 1998 r. Jednak nikt nie miał, i nie ma, wątpliwości - słowa Papieża i jego osobiste zaangażowanie w przemiany pokojowe zadecydowały o upadku berlińskiego muru i uwolnieniu krajów Europy Środkowej i Wschodniej spod komunistycznego reżimu. Może, dlatego Jan Paweł II tak często odwiedzał te kraje, przekraczając najpierw granice dawnego bloku sowieckiego (wizyta w Czechosłowacji w 1990 r.), a potem granice byłego Związku Radzieckiego (wizyta w krajach bałtyckich w 1993 r. i pobyty w dawnych republikach radzieckich: Gruzji, Kazachstanie, Armenii, na Ukrainie i w Azerbejdżanie). Ta zdecydowana postawa Papieża wobec komunizmu jest częścią jego „teologii wyzwolenia", która, opierając się na przesłaniu Dobrej Nowiny, nakazuje równie twarde słowa skierować do czerwonych, jak i do brunatnych reżimów. Wyrazistości i twardości papieskich słów doświadczył zarówno chilijski dyktator Augusto Pinochet, jak i Fidel Castro na Kubie, znienawidzeni w swoich krajach prezydenci Paragwaju, Indonezji i Filipin czy rządząca podczas papieskiej wizyty w Nikaragui komunistyczna partia Sandinistów z duchownymi w roli ministrów. Dziś można powiedzieć, że każdy z tych dyktatorów przeszedł już do historii i mało kto o nich pamięta. Wyjątkiem jest wciąż urzędujący Fidel Castro, ale najsłynniejsze zdjęcie, pokazujące go zapatrzonego we wskazówki zegarka tuż po powitaniu z Papieżem, nie na darmo było podpisywane: „Fidelu, czas przyszedł takżena Twoje odejście".


Chrześcijanie, muzułmanie i żydzi

Obok ekumenizmu dialog międzyreligijny jest chyba jednym z najważniejszych elementów towarzyszących papieskim podróżom i inicjatywom podejmowanym także we Włoszech, jak choćby spotkaniom modlitewnym o pokój w Asyżu. Wszędzie tam widać Papieża wyciągającego, dosłownie i w przenośni, dłoń do wyznawców innych religii oraz podkreślającego wiarę w jednego Boga będącą fundamentem łączącym wyznawców Chrystusa, Aiłaha i Jahwe. Wydarzeniem o największej sile wydaje się wizyta w rzymskiej synagodze, jaką Papież złożył 13 kwietnia 1986 r. Dała ona sygnał do dalszych kontaktów międzyreligijnych i otwarciu na dialog z judaizmem. Największe znaczenie w praktyce miała jednak wizyta Jana Pawła II w Ziemi Świętej, w marcu 2000 roku, w ramach obchodów Wielkiego Jubileuszu. Porównanie atmosfery powitania z pożegnaniem Papieża na lotnisku Ben Guriona pokazywały dwa różne oblicza Izraela: reakcje Żydów wszyscy określali mianem „papamanii", a początkowe powściągliwe komentarze zastąpiono prostym stwierdzeniem, że „dla dialogu i wzajemnego zrozumienia Jan Paweł II zrobił w ciągu tygodnia więcej niż ludzie Kościoła przez całe dwa tysiąclecia". Wizyta pod Murem Płaczu, w Yad Vashem czy odwiedziny w Wieczerniku i Betlejem oraz pierwszy raz publicznie transmitowana Msza św. okazały się wydarzeniem o przełomowym znaczeniu, choć przecież takich życzliwych wobec historii Żydów i Izraela gestów nie brakowało także w innych krajach, które odwiedzał Papież. Wystarczy wspomnieć przemówienie na Umschlagplatzu w Warszawie podczas wizyty w 1999 r. Czy spotkania z politykami żydowskimi w Watykanie. Dopiero jednak wizyta w Ziemi Świętej ukazała milionom Żydów na całym świecie, jak wielkim szacunkiem Jan Paweł II darzy wspólne dziedzictwo wiary i tradycji Starego Testamentu. Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o zaangażowaniu Ojca Świętego w dialog ze światem islamu. Z pewnością Jan Paweł II przejdzie do historii jako pierwsza Głowa Kościoła, która odwiedziła meczet. Choć Papież wielokrotnie odwiedzał kraje, w których mieszkają duże grupy mniejszości muzułmańskiej, a nawet w 1996 roku odwiedził Tunezję, pierwszy kraj typowo muzułmański, a potem złożył wizytę na najstarszym islamskim uniwersytecie w Kairze, to jednak dopiero podczas wizyty w Damaszku w maju 2001 roku przekroczył progi jednej z najważniejszych świątyń świata islamu - słynny meczet Ommajadów. Tam też wielokrotnie przypominał, że tylko wzajemne zrozumienie i pojednanie prowadzą do pokoju na Bliskim Wschodzie. O tym, że trudno te słowa nie tylko realizować, ale i zrozumieć wymownie świadczy zdjęcie ze wspólnego spotkania Papieża z przywódcami żydowskimi i muzułmańskimi w czasie odwiedzin Jerozolimy. Kiedy doszło do otwartego sporu, do kogo należy Jerozolima i kto jest jej gospodarzem, Papież złapał się zatroskany za głowę. Trudno zrozumieć podróże papieskie bez uwzględnienia na ich szlaku Fatimy i umiłowanych przez Jana Pawła II sanktuariów maryjnych, bez kolorowej i spontanicznej Afryki i rozśpiewanych katolików z Ameryki Południowej. Trudno także nie dostrzec faktu, że po Polsce najwięcej razy (bo aż 7) gościł Papież na amerykańskiej ziemi odwiedzając USA, a równie często odwiedzał Francję (6 razy) oraz Meksyk i Hiszpanię - po pięć razy. Czterokrotnie odwiedził Brazylię oraz Portugalię. Ta lista przedstawia zarazem - z punktu widzenia Papieża - najważniejsze centra Kościoła katolickiego na świecie. Ponadto odbył 142 podróże we Włoszech i odwiedził 301 parafii w swojej rzymskiej diecezji. Nie da się też oszacować nawet w przybliżeniu, ilu ludzi wysłuchało „na żywo" 2393 przemówień, które Papież wygłosił podczas swych podróży. Tylko w dotychczas najliczniejszej Mszy św. w Manili w 1995 r. uczestniczyły prawie cztery miliony ludzi, a w Polsce w ciągu tygodnia na spotkania z Janem Pawłem II w 1999 r. przybyło 10 mln wiernych. Te liczby i pobieżne choćby podsumowanie 100 pielgrzymek Jana Pawła II świadczą, że Papież podróżując po świecie, realizuje część swojej duszpasterskiej wizji i misji Kościoła, który jest „aż po krańce świata".


Podróze














TRZYDZIEŚCI RAZY DOOKOŁA ŚWIATA


Setna podróż Jana Pawła II sprawi, ze nasz Papież przekroczy 1 200 000 km spędzonych w drodze, co z grubsza odpowiada blisko 30 okrążeniom ziemi lub pokonaniu trzykrotnej odległości z Ziemi na Księżyc.

Watykańscy statystycy do 23. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża skrupulatnie wyliczali każdy dzień „poza" Watykanem. Do 16 października 2001 roku Jana Pawła II nie było w Watykanie przez 552 dni 10 godzin i 25 minut. A chodzi tylko o pielgrzymki poza Włochy. Do całości obrazu trzeba doliczyć jeszcze 140 podróży na terenie Włoch, a wtedy okaże się, że niemal przez 3 lata swego pontyfikatu Papież przemierzał świat, głosząc wszędzie orędzie Dobrej Nowiny, odwiedzając 135 narodów i wygłaszając ponad 2500 przemówień, homilii i oficjalnych wystąpień, kierowanych nie zawsze do katolików, a często nawet do osób deklarujących się jako niewierzący czy wręcz znanych ze swej wrogości do Kościoła. Pielgrzymka, choć zazwyczaj jest wydarzeniem efektownym i bardzo zewnętrznym, musi być doskonale przygotowana i zorganizowana. Aby nic nie zaskoczyło Papieża i podróżującej z nim świty, wszelkie szczegóły muszą być dograne najdalej dwa miesiące przed jej rozpoczęciem. Papież nie przybywa sam. Towarzyszy mu grono ok. 100 osób. Najważniejsi goście tworzą tzw. Sequito Papale. Jest to grono ok. 30 osób – najbliższych współpracowników Ojca Świętego oraz najważniejszych miejscowych dostojników kościelnych, którzy zazwyczaj dołączają już do Sequito po wylądowaniu. Druga, nie mniej ważna, za to znacznie bardziej wybredna niesforna część osób towarzaszących Papieżowi to liczące do 60 osób volo papale, czyli reprezentanci najważniejszych światowych mediów akredytowanych przy Stolicy Apostolskiej oraz kilku (ok. 5 osób) reprezentujących najbardziej wpływowe media kraju, do którego udaje się Papież.


Zanim przyleci Papież:

Od samego początku pontyfikatu Jana Pawła II watykańscy kurialiści musieli przyzwyczaić się do nowych wyzwań, które były konsekwencją otwartości i niemal pełnej dostępności nowego Papieża. Kiedy okazało się, że Ojciec Święty zamierza odwiedzać wiernych (i „niewiernych") także daleko poza Rzymem, w Watykanie zaczęto opowiadać sobie żart, że pracownicy Stolicy Apostolskiej mogą odpocząć od intensywnej pracy tylko wtedy, kiedy Papież jest na kolejnej pielgrzymce, i to pod warunkiem, że szybko nie zbliża się termin następnej. Pierwszym organizatorem papieskich pielgrzymek został amerykański arcybiskup Pauł Marcinkus, którego szybko, bo już w 1982 roku, zastąpił ówczesny dyrektor Radia Watykańskiego, włoski jezuita o. Roberto Tucci. Sam będąc niemal rówieśnikiem Papieża, okazał się nie tylko doskonałym organizatorem, ale również znakomitym strategiem, godzącym ambicje lokalnej hierarchii kościelnej oraz „podchody" władz pragnących wykorzystać obecność Głowy Kościoła do własnych celów z możliwościami Ojca Świętego i przesłaniem, jakie Papież kierował do mieszkańców danego kraju. Jego zasługą były nie tylko doskonale zorganizowane pielgrzymki do Polski, pogrążonej w stanie wojennym, ale również przełomowe wizyty Papieża w Chile u schyłku rządów Pinocheta czy w Argentynie i Wielkiej Brytanii w okresie konfliktu o Wyspy Falklandzkie, czy pozostająca wciąż w pamięci wizyta na Kubie. Dopiero kiedy ogólny plan jest już przyjęty i zaakceptowany, przez obie strony, jak twierdzi mons. Boccardo, „przychodzi czas na rozwiązanie prostych problemów: gdzie Papież będzie mieszkał, czym będzie się poruszał i gdzie spotka, się z wiernymi". W każdym kraju, a najczęściej na terenie każdej z diecezji lub miasta, które odwiedzi Papież, powołuje się specjalne komisje, które pracując w ścisłym kontakcie ze stroną watykańską, opracowują szczegóły związane z trasami, jakimi Ojciec Święty będzie się poruszał, miejscami celebry i spotkań, konstrukcją ołtarzy, a także zabezpieczeniem zarówno od strony bezpieczeństwa, jak i spraw nadzwyczajnych. Warunkiem dobrze przygotowanej pielgrzymki jest zawsze przestrzeganie jednej zasady: strona miejscowa musi pozostawać w ścisłym kontakcie z delegatami Watykanu, a każde ustalenie musi zostać zaprotokołowane i podpisane przez organizatorów. Mons. Boccardo przybywa do kraju odwiedzanego przez Papieża zazwyczaj dwukrotnie. Towarzyszy mu dr Alberto Gasbarri, na co dzień dyrektor personalny Radia Watykańskiego, a podczas pielgrzymek człowiek czuwający nad przestrzeganiem wcześniejszych ustaleń i dbający o stronę techniczną wizyty. Oprócz wyjątkowych środków bezpieczeństwa, jakie towarzyszą wizycie Papieża, strona watykańska przysyła kilkuosobową ekipę oficerów Gwardii Szwajcarskiej oraz specjalnej formacji papieskiej ochrony, tzw. Vigilanzy. Jeśli ktoś dokładnie przygląda się przebiegowi uroczystości z udziałem Papieża, to rozpoznanie „watykańskich tajniaków" nie sprawia mu specjalnych trudności. Ich strojem jest zawsze nienaganny czarny garnitur, a znakiem rozpoznawczym słuchawka w uchu i spokojne, taktowne, choć bardzo wnikliwe rozglądanie się, co się dzieje wokół osoby Ojca Świętego, któremu oficer Gwardii Szwajcarskiej towarzyszy nawet w nocy, czuwając w okolicach papieskiego apartamentu.

Gdzie Papież mieszka, co je i ile przywozi walizek?

Miejscem, w którym zatrzymuje się Ojciec Święty podczas swoich podróży apostolskich jest zazwyczaj nuncjatura, czyli przedstawicielstwo dyplomatyczne Watykanu w danym kraju, albo rezydencja miejscowego biskupa. Tylko raz, podczas wizyty w Azerbejdżanie w 2001 roku, Papież zamieszkał w wynajętym specjalnie na okres wizyty hotelu. W przypadku zamieszkania w rezydencji nuncjusza lub miejscowego biskupa znika praktycznie problem z jedzeniem - przygotowują go te same osoby (a zazwyczaj są to siostry zakonne), które na co dzień gotują domownikom. Czasami, jak było na przykład ostatnim razem w Krakowie, a wcześniej w Gdańsku, do pomocy zaprasza się znane i cenione restauracje. Zaszczytu przygotowywania „papieskiego obiadu" dostąpiły w Polsce m.in. restauracja krakowskiego Hotelu Pod Różą czy gdańska restauracja „Pod Łososiem". Podobnie jest także w innych krajach. Podczas jednego z pobytu Papieża na Węgrzech, obiad serwowała jedna z najlepszych stołecznych kuchni, z restauracji „Gundel" - miejsca o wielkiej tradycji i podobnie wielkich na co dzień cenach. Niemniej, żadna z nich nie wykorzystuje tego faktu w celach marketingowych, gdyż żadnego elementu papieskiej wizyty nie wolno bez zgody Watykanu wykorzystywać do działalności pozareligijnej. Jednak raj dla podniebienia Papieża, będącego na diecie, omija i największymi beneficjentami stołów są członkowie watykańskiej świty. Skompletowanie odpowiedniego stroju dla Papieża, co przy licznych podróżach może sprawić wiele problemów, to zadanie osobistego kamerdynera Jana Pawła II, Angelo Gugela. Papieskiemu kamerdynerowi pomagają także pracujące na Watykanie polskie siostry zakonne. Zazwyczaj trzeba zabrać tyle sutann, ile dni Papież pozostanie poza granicami Watykanu, do tego dochodzą inne elementy normalnego stroju Jana Pawła. O stroje liturgiczne dbają ceremoniarze. Wśród papieskiej świty nie może zabraknąć także jednej z 5 sióstr sercanek, towarzyszących Janowi Pawłowi od czasów krakowskich. W każdą podróż udaje się s. Tobiana Sobótka, która pomaga Papieżowi w rekonwalescencji i, jeśli zachodzi potrzeba, pełni rolę pielęgniarki. Nad zdrowiem Jana Pawła II od wielu lat czuwa dwóch lekarzy: dr Buzonetti i dr Polisca, którzy niemal zawsze znajdują się w gronie Sequito Papale, choć każdy kraj jest zobowiązany do zapewnienia (zgodnie z przyjętymi zasadami i protokołem dyplomatycznym) pomocy medycznej w

każdej formie. Właśnie te osoby, oraz nieodłączny sekretarz Ojca Świętego, bp Stanisław Dziwisz, zawsze mieszkają podczas pielgrzymek w tym samym miejscu co Papież. Pozostali członkowie Sequito muszą zadowolić się pokojami w hotelu. Papieskie mieszkanie od pewnego czasu musi spełniać nie tylko odpowiednie warunki bezpieczeństwa, ale powinno dysponować windą i nie powinno mieć zbyt dużo schodów, których pokonywanie sprawia Ojcu Świętemu sporo trudności i bólu. Także w miejscach celebry, których konstrukcja i ostateczny kształt pozostawione są zazwyczaj lokalnym wspólnotom, eliminuje się te elementy architektury, które mogłyby utrudniać Papieżowi poruszanie się. Podobną konstrukcję mają także papieskie pojazdy, które nie zawsze są „na kółkach".

Kto pisze Papieżowi homilie?

Choć plan każdej pielgrzymki zostaje przygotowywany niejako „poza Papieżem", to jednak Ojciec Święty lubi nadać programowi swój rys. Mons. Boccardo przyznaje, że choć szczegółowy plan jest już uzgodniony zarówno przez stronę kościelną, jak i rządową, to jednak ostatni głos należy do Papieża, który „robi czasem pewne obserwacje, pyta o szczegóły i wprowadza małe zmiany". Wreszcie następuje dzień ostatecznej promulgacji programu (kilka miesięcy przed jej rozpoczęciem) i właściwie na tym się to kończy. Obok ks. Boccardo dużo pracy przy organizacji wizyty ma także bp Pierro Marini wraz ze swoimi współpracownikami. Muszą przygotować teksty nabożeństw i uroczystości, zatwierdzić stroje liturgiczne i zwizytować miejsca celebry. Trzeba też zapoznać się z miejscowymi zwyczajami i językiem. Kolejnym etapem jest przygotowanie homilii i przemówień. Przez dłuższy okres pontyfikatu Papież sam osobiście pisał wygłaszane później teksty. Najczęściej też wygłaszał je w oryginalnych językach, co wzbudzało entuzjazm wiernych i podziw dla poliglotycznych zdolności Ojca Świętego. Wiele przemówień i homilii powstało w języku polskim, choć „funkcjonują" jako napisane po włosku czy angielsku. To zasługa sekcji polskiej Sekretariatu Stanu pomagającej Papieżowi w opracowaniu i redagowaniu przemówień. Podobną pomocą służą także inne sekcje językowe, które przygotowują teksty pod względem literackim i teologicznym. W Sekretariacie Stanu są specjaliści niemal od każdego języka używanego obecnie w Kościele, więc nie pojawi się nigdy problem „poduczenia" Papieża, jak czytać czy wypowiadać tekst. Jeden ze współpracowników przyznaje, że „Papież, znając wiele języków, łatwo uczy się kolejnych, ale chce się dowiedzieć czy coś dobrze akcentuje albo poprawnie wypowiada". Temu służą także krótkie poranne konwersacje w języku kraju, do którego Papież jedzie. Rozmówcami Ojca Świętego są najczęściej duchowni reprezentujący dany kraj lub znający jego specyfikę, a przebywający aktualnie w Watykanie lub studiujący w Rzymie.


Boży aktor z powołania




Karol Wojtyła od dziecka chciał zostać aktorem. Czyż jednak nim nie był? Wszak aktor, nie ten tandetny, ale prawdziwy - z duszą i powołaniem, to człowiek, który potrafi innym przekazać swoje serce. Nie udaje, lecz emanuje siłą swego wnętrza. Porywa tłumy - daje ludziom łzy wzruszenia i promień nadziei. Ojciec Święty był takim właśnie Bożym aktorem. Z woli Stwórcy i dla Stwórcy. Występował najpierw w szkolnych przedstawieniach, a później w Teatrze Rapsodycznym założonym przez Mieczysława Kotlarczyka. Nie tylko grał rolę, ale wręcz stawał się odgrywaną postacią. W jego ustach słowa nabierały nowego znaczenia i trafiały w najgłębsze zakątki duszy. „W tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło" - mówił Ojciec Święty w czerwcu 1999 r. podczas wizyty w swoim rodzinnym mieście. Bo tak jak jego życie tu się narodziło, tak też tu narodziła się miłość do Boga i... celnego słowa. Mały Lolek nie dość że na każdej akademii deklamował wiersze, to jeszcze zaczął pisać własne. Poza tym interesowała go scena. Pierwsze przedstawienie, w jakim zagrał, mocno zapisało się w jego pamięci. 64 lata później, również w czasie owej pielgrzymki do Wadowic, wspominał; „Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy „Antygonę" Sofoklesa. Antygona - Halina, Ismena - Kazia, mój Boże. A ja grałem Hajmona. O, ukochana siostro ma Ismeno, czy ty widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędza? Pamiętam do dziś..." Później były „Śluby panieńskie" Fredry, w których Karol zagrał tak przekonująco, że można było przypuszczać, iż w swojej partnerce, Halinie Królikiewiczównie, naprawdę jest zakochany. Ale on umiłował sztukę, poprzez którą trafiał do Boga. I tak już miało pozostać. Po szkolnych przedstawieniach przyszedł czas na wieczory poetyckie w trakcie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, a wreszcie teatr „poważny". W 1941 r. do Krakowa przyjechał Mieczysław Kotlarczyk - przyjaciel Karola Wojtyły, podobnie jak on zafascynowany teatrem. Wraz z żoną zamieszkał u Karola w suterenie domu przy ul. Tynieckiej 10, a zaraz potem przedstawił swój projekt - Teatr Żywego Słowa. Próby, jak i same przedstamenia. odbywały się w ścisłej konspiracji. Teksty nie przez przypadek czerpano z dorobku największych polskich wieszczów: Słowackiego, Norwida, Wyspiańskiego - któż inny mógł w czasie okupacji podnieść na duchu zniewolony naród. Pierwsza premiera odbyła się l listopada 1941 r., a przedstawione zostały rapsody „Króla-Ducha" Juliusza Słowackiego [wtedy zaczęto używać nazwy Teatr Rapsodyczny). Karol Wojtyła, który wcielił się w postać króla Bolesława Śmiałego, tak pisał po latach: „Muszę przyznać, że całe to szczególne doświadczenie teatralne zapisało się bardzo głęboko w mojej pamięci, chociaż od pewnego momentu zdawałem sobie sprawę, że teatr meże był moim powołaniem." Prawdziwe powołanie zwyciężyło w październiku 1942 r., kiedy to Karol Wojtyła wstąpił do konspiracyjnego seminarium duchownego. By nie psuć planów swojemu przyjacielowi, wystąpił jeszcze w kilku powtórkowych przedstawieniach Teatru Rapsodycznego, ale poprosił Mieczysława Kotlarczyka, by ten nie obsadzał go już w żadnych nowych rolach. Scena straciła wielkiego aktora, świat zyskał wielkiego papieża. Teatr był warsztatem, który przygotował Karola Wojtyłę do roli, jaką wyznaczył mu Bóg. Pozbawił tremy występowania przed widzami, wykształcił zdolność pięknego przemawiania, wyćwiczył żywy, pełen emocji język. A jednocześnie, co znamienne, w żaden sposób nie zepsuł - nie zmanierował tego wielkiego człowieka. Karol Wojtyła był osobą niezwykle skromną, i nawet stając już jako papież przed pięciomilionowym tłumem wiernych w Manilii, nie czuł dumy i nie sobie przypisywał tę zasługę, a Bogu, dla którego ów rozmodlony tłum przyszedł. Odgrywane w młodości role i umiejętność wcielania się w różne postaci ułatwiły naszemu papieżowi jeszcze jedno zadanie, nieodłącznie towarzyszące jego pontyfikatowi - pielgrzymowanie. Czy to w afrykańskiej wiosce, czy na spotkaniu z Indianami, czy w meksykańskim kapeluszu, czy wreszcie z wieńcem kwiatów podarowanym przez Papuasów - nie było sytuacji, w której Jan Paweł II nie potrafiłby się odnaleźć. Ten Boży aktor na scenie zbawienia i świętości.

Galeria



















































POGODA DUCHA, KTÓRA PRZYCIĄGA





Zaraz po wyborze Ojciec Święty ukazał się na balkonie Bazyliki św. Piotra i od razu podbił serca Rzymian, gdyż nie tylko pobłogosławił zebranych, ale także wygłosił krótkie improwizowane przemówienie w języku włoskim, nawiązując ze zgromadzonymi niewidzialną nić porozumienia. „Nie wiem, czy będę umiał się wypowiedzieć w Waszym, w... naszym języku włoskim. Gdybym się pomylił, poprawcie mnie". Te słowa wszyscy przyjęli z entuzjazmem. Tak zaczął się pontyfikat Papieża, który od początku zdobył sobie ogromną sympatię, miłość ludzi, na co w wielkim stopniu wpłynęła jego wrodzona pogoda ducha, otwartość, umiejętność nawiązywania kontaktu i poczucie humoru.

Papież kocha dzieci

Papież od początku swego pontyfikatu otworzył Watykan, wprowadzając zwyczaj zapraszania swoich gości na Msze do prywatnej kaplicy, a później na śniadanie. Zaproszeni mogli się dobrze czuć, gdyż gospodarz uśmiechem i żartem potrafił sprawić, że atmosfera spotkań była rodzinna i serdeczna. Wiele razy zdarzało się, że Jan Paweł II żartobliwym słowem rozbrajał gości i rozładowywał sytuację. Lilianna i Bogusław Sonikowie spędzali kiedyś wakacje w Castel Gandolfo. Po porannej Mszy odprawianej przez Papieża, ich czteroletni syn zapytał go: - Zaprosisz nas na śniadanie? Papież przytaknął. Ale rodzice uznali, że syn wymusił zaproszenie i cała rodzina zamiast iść z Ojcem Świętym na śniadanie poszła do hotelu. Po kilku dniach nadeszło oficjalne zaproszenie na obiad. Kiedy usiedli przy stole, Jan Paweł II zwrócił się do chłopca: - Czemu wtedy nie przyszedłeś do mnie na śniadanie? - Bo mama nie pozwoliła - odparł szczerze chłopiec. - No, no, Papieżowi się nie odmawia - zażartował Ojciec Święty. W czasie obiadu chłopiec zaczął rozrabiać: podszedł z tyłu do krzesła, na którym siedział Papież, chwycił je za poręcz i zaczął się na nie wspinać. Mama zamierzała uspokoić synka i wtedy usłyszała: - Zostawić, zostawić. Tu cały rok jest tak smutno. Wyrozumiałość? Cierpliwość? A może jedno i drugie. Do zabawnej sytuacji doszło podczas ceremonii powitania Ojca Świętego przez Jimmygo Cartera na schodach Białego Domu. Znalazła się tam również pięcioletnia wnuczka prezydenta. Z ogromnym przejęciem w kółko powtarzała: Jego Świątobliwość...!". Jan Paweł II zorientował się, że dziecko nie wie, co dalej powiedzieć i wybawił je z kłopotu, biorąc w ramiona i mówiąc: „Nic nie szkodzi, mów mi wujaszku". l to chyba było dla dziecka bardziej zrozumiałe niż oficjalny tytuł. Zdarzały się zabawne rozmowy Papieża z dziećmi, jak choćby ten w czasie pielgrzymki do Niemiec. Jana Pawła II witały próżne osobistości, ale także przedstawiciele dzieci i młodzieży. Wtedy wdał się z dziećmi w taki dialog: - Cieszycie się, że Papież przyjechał? - Taaaak - brzmiała jednogłośna odpowiedź. - Bo macie dzień wolny od nauki w szkole? - pytał dalej Papież. - Taaakl - odpowiedziały niepewnie dzieci. - Cieszyłybyście się, gdyby Papież znowu przyjechał? - Taaak! - zawołały uradowane. - Czy dlatego, że byłoby znowu wolne w szkole? - Taaak! - odpowiedziały dzieci.

Dystans do siebie

Papież podchodzi do siebie i swoich słabości z humorem, powodując, że otaczający go ludzie pozbywają się w okamgnieniu zakłopotania. W połowie lat 90. Jan Paweł II zaczął mieć coraz większe kłopoty z chodzeniem. Przejście dłuższego odcinka zajmowało mu coraz więcej czasu. W roku 1994 odbywał się w Rzymie Synod Biskupów. Pewnego dnia Papież z trudem i powoli szedł do stołu prezydialnego, a wszyscy zebrani biskupi stali, czekając, aż zajmie miejsce. Gdy wreszcie zajął miejsce, zamruczał pod nosem, co wyłapały mikrofony: „Eppur si muove" („A jednak się porusza"... Zdanie przypisywane Galileuszowi). W tym kontekście rozładowało to atmosferę wśród zebranych. Zwłaszcza przez ostatnie lata dziennikarze nadmiernie interesują się stanem zdrowia Ojca Świętego. Wiadomo, ile spekulacji – nie zawsze życzliwych - pojawia się na ten temat w prasie. Kilka lat temu Papież, pytany przez dziennikarzy o zdrowie, odpowiadał żartobliwie: „Nie wiem, nie zdążyłem jeszcze przeczytać porannej prasy". Mieć dystans do siebie, gdy zewsząd słychać głosy uwielbienia, podziwu i miłości, to wielka sztuka. Jan Paweł II żartobliwym powiedzeniem, dotyczącym swojej osoby, potrafił pokazać, że nie on jest najważniejszy, ale Ten, któremu służy. W czasie wizyty w Ameryce Południowej zażartował: „Słyszę, jak chłopcy, którzy sprzedają moje podobizny wołają: - Un papa per due colone. - Myślę, że warto znać swoją cenę".

Dziennikarze

Dziennikarze to ludzie, którzy ciągle towarzyszą Papieżowi. Właśnie oni byli świadkami wielu żartobliwych papieskich powiedzeń, ale i takich, w których okazywała się wielka pokora i pogoda ducha Papieża, potrafiąca zniwelować niepotrzebny dystans. 17 stycznia 1988 r. Jan Paweł II przybył niespodziewanie do siedziby prasy zagranicznej w Rzymie. Stowarzyszenie zrzesza ponad 600 dziennikarzy z 54 krajów świata. Zwracając się do zebranych dziennikarzy powiedział na wstępie: „No więc co teraz robić?... Najpierw mam przeczytać to - podniósł w górę trzymany w ręku maszynopis - co przygotowały kompetentne osoby, a potem być może przejdziemy do spraw, które nie wymagają tak wielkich kompetencji". Było to bardzo pokorne przyznanie się do tego, że bynajmniej nie uważa się za osobę wszystkowiedzącą. Nie ukrywał, że użycza swego głosu i autorytetu specjalistom w danych dziedzinach. Druga część spotkania z dziennikarzami była już luźnym dialogiem, pełnym humoru i trafnych ripost Papieża. Ojciec Święty od początku pontyfikatu nie stronił od kontaktów z mediami. Tuż po wyborze wziął udział w konferencji prasowej z licznymi dziennikarzami, którzy przybyli do Watykanu. Z właściwym sobie humorem odpowiadał na pytania. Niektóre z nich, może nie zawsze zręczne, doczekały się celnych odpowiedzi. - Czy wasza Świątobliwość czuje się więźniem w Watykanie? - Mój Boże, przeżyłem już jakoś pięć dni! - Jak Wasza Świątobliwość znajduje środowisko watykańskie? -Jeśli dalej pójdzie tak jak dotąd, to można wytrzymać! - Czy Wasza Świątobliwość myśli o corocznym zwoływaniu konferencji prasowych jak dzisiejsza? - Będzie to zależało od tego, jak mnie potraktujecie. Dziennikarze piszą różne rzeczy na temat Papieża. Pewien włoski publicysta zamieścił pod pseudonimem, w jednym z tygodników, zmyśloną informację o chorobie Papieża, a następnie, powołując się na ten tekst jako na źródło, napisał artykuł już pod swoim nazwiskiem. Dziennikarz ten towarzyszył Papieżowi podczas jednej z zagranicznych podróży. Gdy Ojciec Święty zobaczył go w samolocie, powiedział: „A, to ten pan, który inaczej nazywa się w niedzielę, a inaczej w dni powszednie". Można sobie wyobrazić powszechne rozbawienie świadków tych słów. A gdy po jednej z wyjątkowo męczących pielgrzymek jakiś wyczerpany dziennikarz pytał: - Wasza Świątobliwość, w jaki sposób mężczyzna mający ponad 60 lat i w dodatku tak poważnie zraniony w zamachu ma jeszcze tyle siły, ażeby utrzymać takie tempo w wyczerpującej pielgrzymce? - Ja po prostu śpię nocami - odparł z uśmiechem Papież.

Młodzież

Ojciec Święty od początku znalazł klucz do serc młodzieży. Już w pierwszym przemówieniu powiedział: „Wy jesteście nadzieją Kościoła! Wy jesteście moją nadzieją!". Można powiedzieć, że ten pontyfikat to 25-letni niezwykły dialog rozgrywający się między Ojcem Świętym a młodymi. Młodzi czują, że on ich rozumie i kocha. Odkrywają też w nim człowieka pogodnego i młodego duchem, który słowem, uśmiechem, żartem przyciąga jak magnes. Pamiętamy, jak młodzież w Łowiczu w 1999 roku skandowała: „Zdradź nam sekret niepojęty, jak być młodym, Ojcze Święty". Takich przykładów można by przytaczać wiele. Wystarczy wspomnieć chociażby spotkania w Polsce i te ze światowych Dni Młodzieży. Do historii przejdą z pewnością nocne spotkania pod oknami papieskich rezydencji w czasie apostolskich podróży do Polski, a szczególnie te pod oknem krakowskiej Kurii metropolitalnej. Jednakże prawdziwym hitem papieskiego poczucia humoru, pogody ducha, radości było spotkanie z wiernymi w Wadowicach w 1999 roku. Może na stan ducha Ojca Świętego miało wpływ to, że był to powrót do domu rodzinnego, a, jak sam powiedział: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". Wtedy właśnie Ojciec Święty, w spontanicznym dialogu przypomniał swoje młode lata przeżyte w Wadowicach. Tej atmosfery obecni na tym spotkaniu nigdy nie zapomną. Wspominając swoich kolegów gimnazjalnych powiedział: „Wszyscy razem chodzili do gimnazjum. Z Andrychowa jedna grupa, z Zatora druga grupa, z Kalwarii trzecia grupa. Nazywali kalwarianów »0górcorzami«, a wadowiczan - »Flacorzami«, a żywczan - »Szczupakami«. Sam smak...". Papież zadziwił zebranych tym, że pamiętał nazwy ulic, fakty, nazwiska, ale, jak powiedział „wszystkiego nie da się wymienić, spamiętać, i tak dużo pamiętam". Gdy młodzież skandowała: „Bardzo dużo, bardzo dużo"... Papież żartował w swoim stylu: „Bo się porządnie uczyłem". Ta kilkudziesięciominutowa spontaniczna rozmowa przeszła do historii tego pontyfikatu.

Na audiencji

Podczas audiencji ogólnych Papież niezliczoną ilość razy żartobliwe komentował zaistniałą sytuację. Gdy podczas jednej z audiencji siostry zakonne zewsząd cisnęły się do niego, zauważył: „Bardzo was cenię i lubię, ale schodzę wam z drogi, bo wy najchętniej rozerwałybyście Papieża na sztuki, a mnie do relikwiarza się jeszcze nie spieszy". Podobnie było w Avili. Gdy rozentuzjazmowane zakonnice, podczas spotkania z Ojcem Świętym, robiły wielki hałas, wprost nie do zniesienia, usłyszały od niego żartobliwy komentarz do swego zachowania: „Te siostrzyczki, które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej". Sportowcy byli zawsze mile widziani w Watykanie, Papież, który sam uprawiał narciarstwo, pływał kajakiem, chodził po górach, dlatego potrafi nawiązać serdeczny kontakt ze sportowcami. Kiedyś podczas audiencji włoskiego narciarstwa dał Ojcu Świętemu narty. Papież odbierając prezent powiedział żartobliwie: „l nie wódź nas na pokuszenie, bo jeszcze zjadę w dolinę i co będzie? Nowe konklawe".

Bezpośredni sposób bycia

Papież znany jest ze swej bezpośredniości. Kiedy jego przyjaciel kardynał Deskur przebywał na leczeniu w Szwajcarii, Jan Paweł II postanowił osobiście zadzwonić do szpitala. Gdy się połączył, poprosił o połączenie z pokojem biskupa Deskura. Wtedy ktoś po drugiej stronie spytał: „Kto mówi?". - Papież - padła krótka odpowiedź. Wtedy usłyszał: - Z pana jest taki Ojciec Święty Jak ze mnie chińska cesarzowa- Czasami jednym słowem Papież potrafił wprowadzić serdeczną atmosferę podczas prywatnych audiencji. Tak było w 1979 roku, gdy maturzyści z rocznika 1938 wadowickiego gimnazjum byli na prywatnej audiencji w Watykanie. Czekając na Jana Pawła II, byli bardzo onieśmieleni. Gdy pojawił się Papież, natychmiast rozładował atmosferę, mówiąc z uśmiechem: „No cóż, Karol jest znowu między wami". To wystarczyło, aby zniknęły dystans i niepokój.

Politycy

Papież, jeszcze gdy byt kardynałem w Krakowie. starał się spotkać z Józefem Klasą, ówczesnym sekretarzem partii. Ten jednak unikał osobistego spotkania z krakowskim biskupem. Gdy Papież odbywał pielgrzymkę do Meksyku, Klasa był polskim ambasadorem w tym kraju. Na lotnisku przedstawiano Papieżowi korpus dyplomatyczny. Gdy podszedł do Józefa Klasy, powiedział z uśmiechem, czyniąc aluzję do niedawnej przeszłości: „Nigdy nie wątpiłem, że jednak znajdzie pan chwilę czasu dla mnie..,". Kardynał Karol Wojtyta wielokrotnie pisał listy do wojewody nowosądeckiego Batii, który zwalczał ruch oazowy nakazując między innymi policyjne rewizje. Kiedy w roku 1979 Papież był w Nowym Targu, Bafia został przedstawiony Ojcu Świętemu, który skorzystał z okazji i powiedział: „My się przecież znamy... z korespondencji". W czasie pielgrzymki do Norwegii Jan Paweł II udzielił wywiadu dla tamtejszej telewizji. Prasa odnotowała jego żartobliwą wypowiedź. „Słyszałem - powiedział Papież – że być może moim korzystnym wkładem do międzykościelnego dialogu w Norwegii byłby fakt wybrania się z Waszym Królem w góry na narty...". Ta wypowiedź jest zrozumiała, jeśli się pamięta, że w Norwegii głową Kościoła luterańskiego jest król. Z tych kilku przytoczonych anegdot wyłania się osobowość o niezwykłej pogodzie ducha, poczuciu humoru i dystansu wobec siebie. A to bardzo koresponduje z modlitwą ułożoną kiedyś przez św. Tomasza Morusa: „O Panie, daj ml zmysł humoru. Daj laskę, ażebym rozumiał się na żartach, a dzięki temu zaznał trochę szczęścia w życiu ziemskim i z innymi mógł się nim podzielić". Tego można się nauczyć także od Jana Pawła II.

Przeslanie Biskupów.





Polscy biskupi zachęcają do stałej pamięci o posłudze Jana Pawła II i kierowania się w codziennym życiu jego nauczaniem.
Hierarchowie polskiego Kościoła wydali dnia 09.03.2006 specjalne przesłanie z okazji pierwszej rocznicy śmierci papieża. Przypominają w nim o powszechnym poczuciu solidarności, jakie wyzwoliło się w Polsce w dniach choroby i śmierci Jana Pawła II.
Uroczystości upamiętniające rocznicę śmierci papieża rozpoczną się już pierwszego kwietnia w Krakowie. Wtedy też nastąpi zamknięcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II na szczeblu metropolii.
Krakowskim obchodom będzie przewodniczył metropolita krakowski Stanisław Dziwisz, który w tym dniu jako kardynał odprawi Mszę Świętą na Wawelu.
Podobne uroczystości odbędą się we wszystkich polskich diecezjach.
W Warszawie zaplanowano drugiego kwietnia modlitwę na Placu Piłsudskiego. W Teatrze Wielkim w Operze Narodowej odbędzie się też koncert zatytułowany "Artyści Ojcu Świętemu".

PRZESŁANIE BISKUPÓW POLSKICH
W DRUGĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI SŁUGI BOŻEGO JANA PAWŁA II

Dnia 2 kwietnia 2005 roku o godzinie 21.37 Pan życia i śmierci powołał do siebie Papieża Jana Pawła II, dziś Sługę Bożego, który ponad 26 lat pełnił posługę Pasterza Kościoła Chrystusowego. W rocznicę jego błogosławionej śmierci z potrzeby serca kierujemy słowo do wszystkich wiernych Kościoła katolickiego w naszej Ojczyźnie. Pragniemy zachęcić do modlitewnej refleksji nad kilkoma sprawami związanymi z tym wydarzeniem.

1. Testament. Jan Paweł II napisał w swoim Testamencie: „Nie pozostawiam po sobie własności” (6 III 1979). To prawda. Pozostawił jednak bezcenny skarb – świadectwo żarliwego umiłowania Jezusa Chrystusa, oddania się Mu do dyspozycji i konsekwentnego podjęcia służby Kościołowi i człowiekowi. Każdemu człowiekowi, niezależnie od koloru skóry, rasy, pochodzenia i religii. Jego żywa świadomość polskich korzeni nie przeszkadzała mu docierać do wszystkich narodów i głosić w sposób przekonywający uniwersalne orędzie miłości i pokoju zapisane w Ewangelii. Wiedział, że „znajduje się całkowicie w Bożych Rękach” (5 III 1982), dlatego promieniował rozwagą, spokojem, odwagą i nadzieją. Wiedział, komu zaufał, i na jakiej skale człowiek powinien budować swoją egzystencję.
Możemy i powinniśmy odczytywać żywy Testament Jana Pawła II w świetle naszego osobistego doświadczenia, w świetle naszych zwycięstw i porażek, naszych lęków i nadziei, by wszystko odnosić do naszego Stwórcy i Pana.

2. Pamięć. Chrześcijaństwo jest religią pamięci. Historia każdego z nas wpisana jest w historię zbawienia. Wspominamy wielkie dzieła, jakich Bóg dokonał dla człowieka, zwłaszcza przez przyjście na świat Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, przez Jego śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Tę prawdę przeżywamy w sposób najbardziej intensywny, gdy uczestniczymy w Eucharystii, będącej uobecnieniem dzieła zbawienia, które jest ponadczasowe.
Wspólnota Kościoła utrwala również pamięć o tym, czego Bóg dokonuje w sercach ludzi na przestrzeni wieków. Czego w naszym pokoleniu dokonał za przyczyną Jana Pawła II, który prowadził łódź Kościoła po wzburzonym morzu współczesnego świata. Zachowanie pamięci o tym wielkim świadku Ewangelii jest naszym przywilejem i obowiązkiem, gdyż on swoim świętym życiem i nauczaniem tworzył nam „środowisko”, w którym mogła się umacniać nasza wiara, budzić nasza nadzieja i ożywiać nasza miłość. Pamięć o zmarłym Ojcu Świętym powinna nas prowadzić do przejrzystego życia zgodnego z Ewangelią, do wychodzenia poza krąg naszych prywatnych spraw i do troski o drugiego człowieka, zwłaszcza bezbronnego, słabego, ubogiego, potrzebującego naszej solidarności.

3. Wdzięczność. Wdzięczność jest pamięcią serca. Dzięki wieloletniej posłudze Jana Pawła II każdy z nas został w jakiś sposób obdarowany i ubogacony. Nie sposób dokonać tu jakiegokolwiek podsumowania, opisu czy statystyki. To wszystko pozostanie wielką tajemnicą działania Boga, który posłużył się osobowością, charyzmatem i wiarą tego, którego nazywaliśmy Piotrem naszych czasów.
Jesteśmy winni wdzięczność samemu Bogu za ten dar. Poczucie głębokiej wdzięczności pozwoli nam zachować dobro, jakie stało się naszym udziałem w okresie pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II. Ono też może nam przywracać równowagę ducha i umacniać wytrwałość pośród wszystkich trudnych spraw naszego życia osobistego i społecznego. Przed pokusą zniechęcenia i rezygnacji powinna nas właśnie chronić wdzięczna pamięć.

4. Dziedzictwo. Jan Paweł II zostawił nam ogromne dziedzictwo. Pozostawił pewien wzór duszpasterskiej wrażliwości i troski o człowieka. Dał przykład otwartej postawy wobec wielkich problemów współczesnego świata. Nie uciekał przed nimi, ale stawiał im czoło z ewangeliczną odwagą. Nie potępiał nigdy człowieka słabego, błądzącego, inaczej myślącego, dorastającego z trudem do wymogów Ewangelii. Nie ofiarowywał też taniej pociechy. Stawiał wysokie wymagania w zakresie wiary i moralności chrześcijańskiej, przekonując jednocześnie niezliczonych słuchaczy, że stać ich na więcej, gdyż obdarzeni są godnością dzieci Bożych. Być może dlatego słuchali go z przejęciem młodzi, przed którymi kreślił ideał życia, dla którego warto wszystko poświęcić.
Odrębną kartę dziedzictwa Jana Pawła II stanowi zapisane słowo jego niezliczonych przemówień, homilii, katechez, encyklik, adhortacji i listów apostolskich. Trzeba do nich sięgać. Trzeba powracać do skarbca jego myśli, intuicji, refleksji, rozważań i modlitw, by odnajdywać w nich prawdę o Bogu i o człowieku, a jednocześnie światło i pomoc na drogach naszego życia.

5. Wyzwanie. Każde pokolenie staje wobec nowych wyzwań. Przez wiele lat przemierzaliśmy wspólnie drogę z Janem Pawłem II. Uczyliśmy się jego stylu, słuchaliśmy jego słów i wskazań. Teraz, od roku, kroczymy bez niego, choć jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że towarzyszy nam nadal, na inny sposób. Na nowym etapie drogi Kościoła naszym przewodnikiem jest wierny współpracownik Jana Pawła II: Ojciec Święty Benedykt XVI. Przygotowujemy się, by go przyjąć godnie i z miłością na naszej ojczystej ziemi.
Ubogaceni świętością i mądrością Sługi Bożego Jana Pawła II, powinniśmy wychodzić naprzeciw wyzwaniom, jakie przed nami stają w życiu osobistym i rodzinnym, ale także we wspólnocie Kościoła i we wspólnocie narodu. Powinniśmy uczyć się mozolnie, nawet na błędach, jak korzystać z daru wolności, niewątpliwie związanego z pontyfikatem Papieża, który przybył do Rzymu „z dalekiego kraju”. Z naszego kraju.
Rok temu, w dniach śmierci i pogrzebu Jana Pawła II, odżyło w nas poczucie solidarności i więzi, mimo wszystkich różnic i spraw dzielących nas na co dzień, zwłaszcza w sferze życia społecznego i politycznego. Trzeba powracać do tego doświadczenia, by nie trwonić pokładów dobra, które przecież jest w nas, ale nie zawsze dochodzi do głosu.
Dojrzała troska każdego z nas o dobro wspólne i o dobro każdego człowieka będzie najlepszą formą odczytania testamentu Jana Pawła II, utrwalenia o nim pamięci, okazania Bogu wdzięczności za ten dar i podjęcia dziedzictwa, jakie nam zostawił, oraz udzielenia naszej odpowiedzi na wyzwania, jakie przed nami stają.


W pierwszą rocznicę śmierci






W pierwszą rocznicę śmierci - fizycznej nieobecności - Ojca Świętego Jana Pawła II szukam słowa, które by oddało najlepiej czas tego nowego doświadczenia, zwłaszcza dla nas, Jego rodaków. Chciałbym odnieść do tego szczególnego doświadczenia słowo, które może zabrzmieć paradoksalnie: obecność. Jan Paweł II został z nami, jest z nami i na różne sposoby doświadczamy Jego obecności.
Znamy wystarczająco dobrze katolicką naukę o świętych obcowaniu; wiemy, że istnieje stała, choć niewidzialna dla oczu, więź z Kościołem tryumfującym, Kościołem świętych w niebie. My, którzy jeszcze pielgrzymujemy na ziemi, bardzo potrzebujemy tej duchowej więzi ze świętymi, by lepiej rozpoznać prawdziwy kierunek naszego pielgrzymowania, by nie zagubić ostatecznego celu naszego życia. Ta głęboko teologiczna perspektywa, odwołująca się do świętych obcowania, jest istotnym wymiarem obecności Jana Pawła II pośród nas. I nie ulega wątpliwości, że jest jedną z najważniejszych, skoro tak szybko utrwaliło się w nas przekonanie - przez niektórych wypowiadane jeszcze za życia Papieża - że jest On święty i że jest przez to znakiem dla nas wszystkich.

Pozostał z nami
Nie jest to jednak dla nas perspektywa jedyna, choć bez wątpienia centralna - jeśli nie najważniejsza. Na postać, na osobę Jana Pawła II patrzyliśmy nie tylko z perspektywy wiary. Była - jest nadal - jakaś miłość, jakiś poryw serca, jakieś przekonanie, że strata takiego ojca jest jakby nie do końca prawdziwa, a więc jest sprawą, z którą trudno się do końca pogodzić. Polacy tyle razy wołali do Jana Pawła II: "Zostań z nami!"; myśleli wtedy o ziemskim pozostaniu na ziemi ojczystej. Może nawet nie zdawali sobie sprawy, że to wołanie już wtedy - za ziemskiego życia - urzeczywistniało się przez to, że serce i myśl Jana Pawła II, kiedy przebywał w Rzymie, były stale związane z polskimi wydarzeniami, także tymi społeczno-politycznymi i ekonomicznymi. Teraz to "Zostań z nami!" objawia się w zupełnie innym wymiarze. Rzeczywiście pozostał z nami; Jego duchowa obecność przemawia do nas równie skutecznie, a może niekiedy nawet skuteczniej, aniżeli wtedy kiedy był wśród nas jako Piotr naszych czasów.
Czyż nie należy dzisiaj odwrócić perspektywy, którą przyniosły jedne z ostatnich słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II przed odejściem do domu Ojca: "szukałem was, a wy przyszliście do mnie"? Dzisiaj to my Go szukamy, pragniemy na nowo doświadczyć Jego obecności, a On przychodzi do nas, jest naprawdę z nami. Szukanie jest jednym z najważniejszych znaków wiary i miłości. Człowiek szukający, także wtedy gdy jeszcze nie do końca odnalazł sens i cel swojego życia, jest już na drodze do wiary, zmierza - być może nie zdając sobie sprawy - do Chrystusa. Człowiek szukający drugiego człowieka nosi w sobie jakąś nie do końca spełnioną miłość. Może nawet żałuje, że nie umiał, rzadziej - nie chciał, wyrazić tej miłości za życia. Wobec osoby Jana Pawła II ta prawda wyraża się w przekonaniu, że wielu z nas nie miało może wystarczająco czasu, może odwagi, a może z racji zwyczajnego zajęcia się tysiącem drobnych, zapewne mało ważnych, spraw, by szerzej otworzyć serca i sumienia na Jego przesłanie, które wyrażał nie tylko słowem, ale i życiem. Przejmująca była i pozostanie na długo lekcja cierpienia i umierania w niezwykłym zawierzeniu wszystkiego Bogu i Matce Najświętszej. Teraz szukamy Go, bo w Jego obecności chcemy jakby na nowo wyrazić naszą miłość do Chrystusa i Kościoła. Nie wstydzimy się i tego, że chcemy na nowo wyrazić naszą miłość do naszego Ojca Świętego.
Szukanie Jana Pawła II, doświadczanie na nowo Jego - tak bardzo nam potrzebnej - obecności wyraża także naszą głęboką świadomość, Kogo utraciliśmy w ziemskim wymiarze życia. Dla tak wielu Polaków, zwłaszcza młodszych pokoleń, Jan Paweł II był jakby "od zawsze". Był to przecież jeden z najdłuższych pontyfikatów w dziejach Kościoła. Dla kilku pokoleń był tylko jeden Papież - Jan Paweł II. Ludzie starsi mieli okazję patrzeć na ten pontyfikat z perspektywy jeszcze Piusa XII, bł. Jana XXIII, Pawła VI i dramatycznie krótkiego pontyfikatu uśmiechniętego Jana Pawła I. Ale i z tej historycznej perspektywy potrafiliśmy rozpoznać wyjątkowość Jana Pawła II i to nie tylko dlatego, że był z rodu Polaków. Dzisiaj nasze przywiązanie oraz szczególne akcentowanie "naszego" Ojca Świętego w niczym nie przeszkadza nam w otwarciu się na pontyfikat i nauczanie Benedykta XVI. Zresztą zauważamy, z jaką atencją odnosi się do swojego Poprzednika, jak z miłością wypowiada się o Jego nauczaniu i jak często wprost do niego nawiązuje. Jestem głęboko przekonany, że objawi się to w specjalny sposób podczas pielgrzymki do Polski. Zobaczymy i usłyszymy wówczas wielkie słowa o wielkości Jana Pawła II i o aktualności Jego nauki, zwłaszcza tej skierowanej do Polaków. Taką mam nadzieję i wydaje się, że nie może być inaczej. Tak oto razem z Benedyktem XVI będzie obecny Jan Paweł II.
Ale - jak napisałem na początku - tej obecności doświadczamy już teraz. Pragnę mocno podkreślić, że obecność jest wyrazem miłości do kogoś, przy kim się jest i przy kim pragnie się być blisko; doświadczać wprost fizycznej obecności kogoś bliskiego. Wiedzą o tym dobrze ludzie chorzy, ludzie samotni, ludzie na różne sposoby pozbawieni bliskości kochających i kochanych osób. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak ważna jest nasza obecność przy tych, których kochamy. Jeśli już nie może być inaczej, ludzie, których kochamy, powinni przynajmniej doświadczyć naszej duchowej obecności, a jedną z najprostszych dróg jest zapewnienie o modlitwie i rzeczywista łączność, jaką modlitwa może stanowić.
W Janie Pawle II zbiegają się wszystkie te aspekty doświadczania obecności. Trwa nieustanna modlitwa, chyba coraz częściej nie tyle za Niego, co do Niego, do Jego pośrednictwa. W ten sposób potwierdza się tzw. sensus Ecclesiae, czyli "zmysł Kościoła", że Jan Paweł II jest rzeczywiście w domu Ojca, że należy do domowników Boga i że Jego miłość do Kościoła, a właściwie do każdego człowieka, nie tylko wierzącego, znalazła nowy wyraz, zapewne potężniejszy i skuteczniejszy niż w ziemskim posłannictwie.

Pokolenie Jana Pawła II
Jakże cudownie tę obecność swojego Orędownika przeżywają ci młodzi ludzie, których nazwano "pokoleniem Jana Pawła II", a którzy ze wszech miar na to miano zasługują, bo ich życie wyrasta z głębokiego przylgnięcia nie tylko do osoby, ale i do nauczania Jana Pawła II. Nie boją się wymagań, jakie im - młodym ludziom - stawiał Ojciec Święty, bo uwierzyli, że to On - mocą i na wzór samego Chrystusa - ma słowa życia wiecznego. Ludzi z tego pokolenia spotkamy w tych dniach wszędzie: na placu Świętego Piotra, pod sławnym oknem w Krakowie, w naszych kościołach, na różnych okolicznościowych koncertach, a także na placach, gdzie zapalane znicze i lampiony będą układały się w różne symbole wiary albo wskazywały duchową drogę, która biegnie wzdłuż ziemskiej drogi.
Akcentuję tak mocno doświadczenie obecności Jana Pawła II u młodego pokolenia, bo to ono ma pełniejszą szansę przenieść doświadczenie tej obecności w następne pokolenia. Polacy - wbrew uproszczonym, a niekiedy wprost nieżyczliwym opiniom i komentarzom - nie potrzebują kolejnego "historycznego mitu". Zresztą ani osoba, ani nauczanie Jana Pawła II nie poddają się takiej mitologizacji, bo całe dziedzictwo tego Papieża jest zbyt wymagające, nie poddaje się schematom, do których tak łatwo odwołują się ci, którzy poszukują mitu zamiast rzeczywistej, choć duchowej, obecności.
Polacy potrzebują tego doświadczenia obecności Jana Pawła II. Zresztą większość z nich tę obecność przeżywa, choć nie zawsze potrafi wyrazić to w słowach, w których próbuję opisać to doświadczenie. Pozwalam sobie w tym miejscu tylko na kilka syntetycznych odniesień do tego doświadczenia obecności Jana Pawła II.

Wstawia się i oręduje
Jest to najpierw obecność Ojca. Polacy bardzo potrzebują ojcowskiego spojrzenia i serca na drogach niepewności, które wyznacza nam teraźniejszość. "Wypaliły się" różne autorytety, tak mocno wyblakły polityczne elity, a i wśród duchownej hierarchii - niech mi będzie wolno z goryczą to wyznać - nie widać nikogo, kto potrafiłby sprostać wyzwaniu, by być "ojcem Narodu". A Jan Paweł II mówił niejeden raz do nas jak prawdziwy Ojciec, zatroskany o przyszłość Narodu. Nie daj Boże, byśmy się takiego ojcostwa wyrzekli, byśmy takie ojcostwo zlekceważyli!
Jest to obecność Nauczyciela. Nauczyciela niestrudzonego, niebojącego się wypowiadać także słów gorzkich, słów upomnienia i krytyki. Ale przekaz tego nauczania miał jeden fundamentalny cel: budzić nadzieję w pojedynczym człowieku i w całym Narodzie. Miał odwagę mówić o złu w naszym życiu, bo jednocześnie wskazywał Boże drogi zwycięstwa nad złem, a były to nade wszystko drogi Bożego Miłosierdzia. Mało kto ma dzisiaj odwagę, by tak mówić do Polaków. Niektórzy myślą, że Polakom trzeba się podlizywać i mówić to, co łechce ich uszy. Oby Polacy dostrzegali zawsze tę obecność niezmordowanego Nauczyciela, którego słowa - nawet te wypowiedziane na początku pontyfikatu - ciągle są aktualnymi drogowskazami w naszym pielgrzymowaniu przez doczesność.
Jest to obecność Pasterza. Pasterza, w którym miłość do Kościoła była tożsama z miłością do ludzi, którzy ten Kościół stanowią. Nie różnicował nas na "katolików lepszych" i na "katolików gorszych" (co się dzisiaj przydarza niektórym pasterzom). Uczył nas i wciąż pragnie uczyć prawdziwej miłości do Kościoła jak do jeszcze jednej Matki. Ten Pasterz jest dzisiaj z nami, byśmy nie zwątpili w Kościół, choć dostrzegamy błędy konkretnych ludzi Kościoła. Uczmy się od Niego miłości do Kościoła.
Jest to obecność Polaka. Tak właśnie - Polaka, choć dobrze zdaję sobie sprawę z uniwersalności Jego powołania, Jego misji w Kościele i świecie, choć dobrze wiem, jak Jego uniwersalne umiłowanie prawdy i dobra otwierało ludzkie umysły i serca na całym świecie, a przynajmniej rodziło respekt i szacunek (poza kilkoma wybrykami ludzkimi). A jednak Jan Paweł II ani przez moment nie przestał być we wszystkich wymiarach swego jestestwa Polakiem. I jako taki jest także teraz obecny wśród nas. Zapewne chce nam przypomnieć, byśmy się naszej polskości nie wyrzekli, byśmy nie pozwolili się z niej naśmiewać, byśmy pozbyli się wmawianych nam od dawna kompleksów, że polskość to coś gorszego. Przyjmijmy tę obecność pierwszego z rodu Polaków, aby na nowo doświadczyć naszej narodowej dumy. I nie bójmy się tej dumy, kiedy ludzie złej woli będą ją nazywać nacjonalizmem i szowinizmem.
Jest to obecność niezwykłego Sługi Maryi. Papieża "maryjnego", co stanowiło i stanowi dla większości z nas jeden z najważniejszych rysów pontyfikatu, a tylko dla nielicznych zbędne "przerysowanie" jednego z aspektów wiary katolickiej. Jan Paweł II jest z nami we wszystkich maryjnych sanktuariach, jest z nami w naszych maryjnych modlitwach, a nade wszystko jest z nami w naszych codziennych zawierzeniach Maryi i w naśladowaniu Jej drogi wiary i oddania wszystkiego Chrystusowi. Oby nasze polskie zawierzenie Matce Najświętszej wyrastało zawsze z pamiętnego "Totus Tuus"!
W końcu jest to obecność Świętego. Od tego rozpocząłem moje rozważania i na tym pragnę skończyć. Tu nie trzeba wielkich słów, tylko naszej wiary. To nie pierwszy i nie ostatni Orędownik Polaków w niebie. Ale to z pewnością jeden z najbliższych, najbardziej umiłowanych, najbardziej ze "swoich" świętych. Ta bliskość wiąże się także z tym, że tak niedawno (naprawdę niedawno) był jeszcze z nami, mówił do nas; także wtedy, gdy milczał, gdy już mówić nie mógł. Mówił doświadczeniem cierpienia, a jeszcze bardziej zawierzenia. I to, co tak naprawdę chciałem przez te słowa powiedzieć: mówi nadal, jest z nami, trzeba Go usłyszeć, trzeba otworzyć w sobie ten duchowy wymiar, który pozwala usłyszeć niesłyszalne i zobaczyć, co niewidzialne. Ona z nami jest. Jego obecność wypełnia ten czas. Niech tak pozostanie na długie lata...